wtorek, 30 kwietnia 2013

Wróciłam :)

Ostatnio przebywałam w miejscu gdzie dominuje biel, jak się łatwo domyślić miejsce i okoliczności nie wymarzone, ale i w takich miejscach można sobie jakoś czas umilić. Dziergałam dzielnie- serwety - bo one chyba najłatwiejsze do spakowania, jednak mój urobek musi poczekać na prezentację, krochmal się  skończył :(
Dziś będzie również serwetka.

Powstała dawno temu, przed Świętami Wielkanocnymi i dumnie spełniała swoją rolę okrywając świątecznego baranka ;)

Wzór  The Little Flower Doily by Andrea

Mam nadzieję, że następne posty będą bardziej okazałe i zagoszczą już niebawem :)
Pozdrawiam serdecznie, dobrego dnia

piątek, 12 kwietnia 2013

Po raz drugi

Farbowało się i przędło bardzo przyjemnie, a dziergało.... dwa razy..... No tak to jest jak się próbek nie robi.
Mowa oczywiście o żonkilowym kominie, który z opóźnieniem, bo z opóźnieniem, ale wreszcie jest :)


Można nosić niezakręcony....

... lub zakręcony, w zależności czy potrzebne jest ekstra grzanie czy niekoniecznie ;)


A tak wygląda na plaskacza ...


A z innych rzeczy, sporo się u mnie kręci....


Ta włóczka (niektórzy już ją widzieli) to alpaka ukręcona w navajo, słodkie kakaowo-kawowo-mleczke kolorki wyszły mi przez przypadek. Po wybraniu kęp niepomieszanego brązu, postanowiłam uprząść resztki kolorów, wyczesałam więc sobie kilka rolagów i uprzędłam 50g. Efekt kolorystyczny zaskoczył mnie pozytywnie, gorzej z balansem nici- bo jego akurat brakło. Mam nadzieję na następne takie motki, jednocześnie doszłam do wniosku, że alpaka najbardziej mi pasuje w navajo :) Białe to również alpaka- suri i owieczka, całkiem polska- eksperyment raczej nieudany, no ale czasem trzeba coś uprząść, aby sie na własnej skórze przekonać, że nie ma sensu prząść brudnych kudłów "na brudno".

wtorek, 9 kwietnia 2013

Post pełen skarpetek...

Dziergam i przędę i nawet mam co pokazać, a od piątku odzyskałam aparat, za to kompletnie brak mi czasu żeby zrobić zdjęcia i napisać kilka słów....
Dziś jednak się zmobilizowałam i zasypię Was skarpetkami....

Na początek Fireweeds by Rose Hiver


Powstały zaraz po "water for elephants", a ponieważ zostało mi więcej motka ecru, zamieniłam kolory główny i kontrastowy miejscami... Wzór ma  dwie wersje na różną ilość oczek w obwodzie, ja korzystałam z tej na 64o. Dziergało mi się bardzo przyjemnie, jak na razie Pani Różyczka jest moją ulubioną projektantką skarpet, pewnie wrócę do jej wzorów nie raz.

Jako, że moje stópki są maciupkie, dwie pary skarpetek nie wykończyły dwóch motków po 420m wełny, tak powstały "resztkówki"


Skarpetki zupełnie zwykłe, jednak dopiero te pojedyncze paseczki wydobyły urodę z ciapkatej włóczki, moim zdaniem w takich paskach prezentuje się najlepiej. Siłą rozpędu  pięta powstała na sposób P. Różyczki.... Nawet najdłuższe motki się kiedyś kończą, prawą skarpetkę dziergałam "na oparach" na szczęście jasnej włóczki zabrakło tuż przy palcach, więc różnica nie rzuca się bardzo w oczy....

No i jeszcze cała trójka w komplecie...


I tak odkryłam pierwszą zaletę małych stóp -  z jednego kompletu motków można zrobić dużo skarpetek ;)

Kontynuując skarpeciany temat, pokażę na jakie znalezisko natrafiłam ostatnio...


To skarpetki, które dawno temu  zrobiła dla mnie babcia, z owczej wełny, przędzionej przez nią samą... powstały prawdopodobnie jak byłam na studiach, chodziłam a potem wylądowały na dnie szuflady, całkiem niedawno znalazłam. 
A następne skarpetki, bardzo podobne do poprzednich, dziergałam sama... to chyba moja druga para skarpet w życiu... 


Nic szczególnego, pokazuję bardziej z kronikarskiego obowiązku niż dla zachwytu, bo zachwycać nie ma się czym ;) włóczka oczywiście babcina, robione od palców...

Jeszcze tylko, zakupiony niedawno, jedwab do przędzenia i znikam ;)



Pozdrowienia... wiosny życzę :*