piątek, 3 czerwca 2016

Dziecku odmówisz?!

Jakiś czas temu pokazywałam obrazek ze śpiącymi kociętami bengalskimi, który zgłosiłam do konkursu na facebooku... Nie zdobyłam co prawda żadnej nagrody, ale wiem, że głosowały osoby które jakoś mogę powiązać z blogiem- bardzo dziękuję. Konkurencja była ogromna, a dzieła wygrane zacne, nie ma więc rozstrzygnięto sprawiedliwie. Kocięta te i jeszcze jedno innej rasy już chwilę zamieszkały w domu docelowym.


Kocięta powstały, na fali zachwytu nad pokazywanymi niedawno mopsami, moi siostrzeńcy gdy zobaczyli tamte obrazki, piszczeli (podobno- nie było mnie przy tym) i powtarzali, że te pieski "są takie słodkie", a przy pierwszym spotkaniu, Katarzynka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Ciociu, a namalujesz mi kotka? śpiącego takiego słodkiego? No jakże bym mogła odmówić takiej prośbie, zwłaszcza, że padło zapewnienie, ze poczeka tyle ile będzie trzeba. Kiedy zabierałam się do pracy, ogarnęło mnie zdziwienie, bo żaden śpiący kotek, nie skradł dostatecznie mojego serca, a jest ich na pintereście przecież od groma... ostatecznie padło na zdjęcie dwóch kociąt bengalskich, Katarzynka zaakceptowała.... ja jeśli mam podsumować jakoś obrazek, to powiem, że  najbardziej jestem zadowolona z guzików w kanapie, serio!
Oczywiście nie jestem aż tak wyrodną ciotką, żeby zrobić obrazek tylko jednemu z rodzeństwa, z resztą mój chrześniak, Kacper, był postawiony w nieco lepszej sytuacji... kiedy pokazywałam Kasi zdjęcie pierwowzoru do akceptacji, Kacper zaciekawiony całą tablicą na pintereście, wybrał sobie wcale nie śpiące kocię main coona...


Co prawda niektórzy z oglądających te obrazki przed dziećmi, stwierdzili, że to nie main coon, ale norweski leśny, a mniejsza... większość mówi, że main coon ładniejszy, ja nie wiem, wydaje mi się, że one są różne po prostu i nie ma co ich porównywać, może też mam sentyment do bengali, bo wybrałam je sama, a main coon został mi zadany...
U Pana od oprawy, jak zwykle był wielki dylemat, każdy miał swoją wizję: Pan, ja i organ doradczy w postaci mojej mamy, suma summarum, wyszło dość spokojnie, ale nie zabiło obrazków mam wrażenie.... Pan gdy usłyszał, że to na prezent dla dzieci (a było jeszcze gruuuuubo przed dniem dziecka) uwinął się w dwa dni.... Dzieci oczywiście się ucieszyły i oczywiście dostały swoje zamówione obrazki zaraz tych dwóch dniach...


1 komentarz: