wtorek, 31 sierpnia 2010

Wciągnięta

Wciągnęła mnie chusta.... dziergam i dziergam galopem prawie, oczywiście co kilkanaście rzędów taki pośpiech skutkuje pomyłką i pruciem, ale myślę że niedługo skończę. Zakładając wersję  bardzo, bardzo  optymistyczną to nawet dziś.
Puki co zdjęć chusty nie będzie, będzie za to staroć - moje pierwsze biscornu.
Zakochałam się w tych małych cackach kiedy trafiłam na nie na tym blogu, na szczęście autorka zamieściła również  bardzo fajną instrukcję wykonania i od tego czasu zaczęło się wybieranie wzoru, oto efekt....


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Falbanki pokonane ;))


Z powodu złej weekendowej pogody i wyjazdu do moich rodziców,  w ogóle nie pracowałam z makami-  nie miałabym  się tam gdzie rozłożyć z całym olejnym majdanem . Starczyło mi za to czasu na ukończenie EFFIE, dumna jestem nie powiem, choć po zmierzeniu przemknęła mi przez głowę myśl czy ja się odnajdę w tym morzu falbanek, bo zazwyczaj zakładam stroje raczej ubogie w różnego rodzaju ozdobniki, no ale zawsze musi być ten pierwszy raz - a może mi się spodoba??


Sweterek na zdjęciu może wydawać się troszkę bezkształtny, ale to przez to że  jeszcze nie wyprany, na mnie nieźle się układa.

Po ukończeniu effie zabrałam się natychmiast za kolejną robótkę, wymarzyłam sobie chustę, a raczej chustkę pod szyję w kolorze miodowym, tudzież musztardowym. 
Sposób robienia chust jest prościutki, jednak miałam straszliwe kłopoty z wzorem. Najpierw nie mogłam się zdecydować na konkretny wzór, potem jak już sobie wybrałam jakiś to za nic nie mogłam wykapować w jaki sposób go poszerzać żeby z każdym nowym rzędem ( który jest większy od poprzedniego) wzór zaczynał się od brzegu. Prułam chyba z siedem razy, aż z pomocą przyszła mi mama i wygrzebała jakąś zabytkową książkę z robótkami w której wzór był rozpisany na trzy sąsiadujące schematy i poszło już z górki.
Zdjęcia przedstawiają to co wydziergałam wczoraj.


 Myślę, że szybko pójdzie mi z tą chustą, w sumie jak pogoda będzie się pogarszać w takim tempie to już niebawem będę ją nosić

czwartek, 26 sierpnia 2010

Myszate candy

jeszcze z rozpędu obwieszczam wspaniałe candy u brovary postanowiłam wziąć udział może szczęście się do mnie uśmiechnie?? szczegóły tutaj

Maki II odsłona

Od soboty nie zaglądałam do farb.... to straszne spowolnienie wynikało z wielu innych zajęć i wszechobecnej bolączki XXI wieku- braku czasu. Dziś miałam mocne postanowienie, że obraz choć minimalnie drgnie... i drgnął.... jednak wcale nie wiem czy z pożytkiem, dla tak zwanego wyglądu zewnętrznego, czy wręcz odwrotnie. Choć poprzednia warstwa farby ładnie podeschła i kolory nie mieszały się z nowo nałożonymi, to zabrałam się za malowanie po dwudziestej i brak światła dziennego znacznie upośledził poje zdolności rozpoznawcze barw.... .  Nie żebym była jakąś kurą co w swojej siatkówce posiada tylko  pręciki i widzi tylko jasne/ciemne, ale wcale nie jestem pewna czy kolory, które dziś nałożyłam na obraz, jutro okażą się te same. No nic najwyżej rano, jak obejrzę obraz w dziennym świetle okaże się, że będę musiała zamalować to co dziś natworzyłam :( , dobrze, że farby olejne są kryjące, mam nieograniczoną ilość warstw przed sobą.....
Zdjęcie zrobione, ale uprzedzam - jest bardzo kiepskie widocznie żarówka energooszczędna upośledza widzenie barw nie tylko moje, ale też aparatu ;) i jeszcze lampa daje brzydki pobłysk na środku obrazu.


I jeszcze jedna uwaga stokrotki na razie nietknięte... nie za bardzo lubię malować samą bielą, a w tych dzisiejszych warunkach to byłaby porażka, muszę się na nie nastroić....

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Falbaniasta masakra

W weekend oprócz pracy z makami (jak już podkreślałam, farby olejne dość długo schną więc nie można malować codziennie), postanowiłam zakończyć effie. Ten sweterek zobaczyłam w internecie- pochodzi z książki Kim Hargreaves Precious-   jak wiele blogujących dziewiarek zapragnęłam mieć własny. Jestem drobną osóbką i robienie swetrów dokładnie według wzoru u mnie nie ma zastosowania więc mój egzemplarz robiłam na tak zwanego czuja, podglądając oryginał oraz sweterki wydziergane przez inne dziewczyny. Zaczęłam pod koniec ostatniej zimy, zrobiłam przód, tył i zaczęłam rękawy, które po letnim zarzuceniu robótki musiałam spruć (Ci którzy wiedzą co znaczy pruć mohair mogą mi współczuć). Niedawno wygrzebałam robótkę z mocnym postanowieniem, że zakończę zadanie. Po szybkim wydzierganiu rękawów i zatwierdzeniu ich przez moją mamę (która z racji mojego niedoświadczenia w robieniu na drutach, zawsze jest ostatecznym organem doradczym ), zabrałam się za falbanki. KOSZMAR, powiem szczerze gdybym nie miała gotowych pozostałych części swetra, na pewno nie skończyłabym go nigdy. Pozostało mi jeszcze jakieś 1,5 falbanki oraz przerobienie jednej od nowa, znowu czeka mnie prucie mohair'u....
Niestety dziś jeszcze nie zamieszczę zdjęcia robótki a jedynie link do oryginału: EFFIE .
Całość planuje zakończyć w przyszły weekend, mam nadzieję, że Effie będzie się lepiej nosiło niż go robiło...

piątek, 20 sierpnia 2010

Domowe National Geografic

Praca nad makami wre, odwiedziłam dziś moich rodziców, odnalazłam farby olejne porzucone po malowaniu  niedokończonego obrazu do mojego mieszkania , i szybko zabrałam się do pracy oto efekt na dziś...


Oczywiście jest jeszcze sporo pracy nad nim, ale moja zapatrywania są dobre - zdążę.
Jednak dziś zupełnie nie o tym chciałam napisać, wszyscy którzy mnie znają wiedzą, że moją drugą a nawet pierwszą pasją są zwierzęta , otóż dziś moja mama robiła porządki w ogrodzie i całkiem przypadkiem natknęła się na siedzącą sobie na krzewie malin rzekotkę drzewną. Przepiękna mała żabeczka, a raczej z dużym prawdopodobieństwem żebeczek, był tak uprzejmy, że poczekał aż pobiegnę po aparat i bardzo długo mi pozował. Choć nigdy nie uważałam się za dobrego fotografa, to jednak przyznacie, że uroku mojemu modelowi odmówić nie można:




Teraz to żałuję, że nie dałam żabeczkowi całusa , może zamieniłby się w księcia ;))???

czwartek, 19 sierpnia 2010

Obiecanki nie zawsze cacanki...

Dawno temu, będąc jeszcze na studiach obiecałam, obiecałam mojej koleżance, z którą dzieliłam pokój że namaluję jej obraz. Studia się skończyły, dyplomy zostały rozdane, a obietnica jak wisiała tak wisi. Nawet się Ewcia kiedyś o obiecane maki (bo właśnie maki mają być tematem obrazu) upominała, ja oczywiście powiedziałam że pamiętam tylko czasu nie starcza i sprawa przycichła, aż do wczoraj...
Dla porządku dodam tylko, że jestem zaproszona do Ewy na ślub, i właśnie wczoraj rozmawiałam w pracy, że wybieram się na ów ślub. Oprócz planowanej sukienki tematem rozmowy był planowany prezent a raczej zastępnik kwiatów (bo obawiam się że kwiatki  zwiędłyby w ok 100 km trasie) i wtedy mnie olśniło,  pomyślałam sobie: dlaczego nie namalować  obiecanych maków?
Pomysł niby genialny, lecz czasu trochę mało, do drugiego października zostaje mi co prawda miesiąc z kawałkiem ale ja maluję olejami a one niestety schną dość długo.
Niestety albo na szczęście ja lubię się porywać z motyką na słońce i do tego podczas wczorajszych codziennych zakupów w sklepie, którego nazwę można określić jako "boża krówka", natknęłam się zupełnie przypadkiem na gotowe blejtramy z paletami i pędzlami oraz farbkami akrylowymi, co prawda prawdziwy artysta to by pewnie powiedział że jakość tego blejtramu pozostawia wiele do życzenia, ale ja za prawdziwego artystę się nigdy nie uważałam, jeśli już to za rzemieślnika.Więc jak zobaczyłam  zestaw i pomyślałam że mam z głowy wycinanie dykty lub naciąganie płótna na ramę, klejenie i  gruntowanie, to zabrakło argumentów na nie,  zakupiłam, naszkicowałam, nawet podmalówkę zrobiłam szybciorem.
Co prawda stan obrazu jest na razie taki ze nie ma czym się chwalić , więc nie będę zamieszczać żadnych zdjęć, ale jak prace pójdą na przód to na pewno maki ujrzą światło internetu. Obiecuje ;)
Puki co trzeba mi tylko życzyć szczęścia żebym zdążyła....

środa, 18 sierpnia 2010

Na początku

było kilka włóczek.....
później był chaos .....
 

sprawa zakończyła się sweterkiem...

Tak w trzech zdaniach i w trzech zdjęciach, wygląda historia swetra podpatrzonego w internecie oczywiście, pierwowzór (bo mój egzemplarz jest po prostu odgapiony, a nie robiony według wzoru) pochodzi z tej strony.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Zaczynam

Towarzyszy mi ogromna trema. Do tej pory tylko odwiedzałam wiele wspaniałych blogów, teraz gdy postanowiłam sama spróbować nie bardzo wiem co powinnam napisać, dlatego liczę na wyrozumiałość i przychylność ewentualnych czytelników.
O czym będzie ten blog, na pewno o szeroko rozumianej działalności 'para-artystycznej',  bo chociaż moje wykształcenie jest dosyć ścisłe i praktyczne, to jest we mnie pewna wewnętrzna szajba, która odzywa się gdy zobaczę coś ładnego, co można wykonać ręcznie i  od razu muszę spróbować....
Tak więc będzie o malowaniu, haftowaniu, dzierganiu i tym podobnych rzeczach.....

Na koniec pragnę podziękować mojej serdecznej przyjaciółce, która mnie do pisania bloga delikatnie popchnęła, i dzięki której mój blog ma tytuł
Aga, pierwsze zdjęcia to biscornu zrobione dla Ciebie...