sobota, 29 grudnia 2012

W tych pięknych okolicznościach przyrody...

... nie mogłam nie sfotografować ostatnio wydzierganej czapeczki. Co prawda "ostatnio" to bardzo umowne stwierdzenie, bo skończyłam 2 tygodnie temu. Przynajmniej mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ciepła i dobrze się nosi.


Wzór znany i lubiany- Ruche Beret  autorstwa Susan B. Anderson (bardzo lubię Jej wzory i blog), nie przestał mi się podobać - prosto a uroczo ;)
Wełenka moja, to ta z awaryjnego farbowania. Czapka jest zdecydowanie jaśniejsza, ale co tam.



Z turkusowych planów został mi jeszcze szalik :)

wtorek, 18 grudnia 2012

O jeden wyrzut sumienia mniej...

Pokazuję, bo jak teraz nie pokarzę to nie wiem kiedy się zbiorę. Zdjęcia nie rewelacyjne, na plaskacza, ale padam na nos i nie mam siły nawet spróbować zrobić sobie foty....
Skończyłam mleczaka- zwyklaka, nawet już w pracy byłam, nosi się świetnie, grzeje, jak nie wiem co, no i jest całkowicie mój ;)



Różnica w doprzędzionej wełnie jest, ale szczęśliwie lokalizacja taka, że nie rzuca się to specjalnie w oczy.


Guziczki  (choć "guziczki" to chyba nieodpowiednie słowo) ostatecznie poszły na ich lewą stronę, moim zdaniem ładniej kontrastują.

A teraz " Na całym połaciu śnieg"
Moja mama śnieżynkuje na potęgę, oto mała próbka  maminego talentu :)

  
A ponieważ to prawdopodobnie mój ostatni post przed Świętami....
Wszystkim zaglądającym życzę
Wspaniałych rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia
Przeżytych w pokoju i radości
Wielu Łask Bożej Dzieciny 
Smacznych łakoci 
Oraz spełnienia najskrytszych marzeń
No i oczywiście wszystkim robótkomaniaczkom wielu wspaniałych włoczek i robótek

Do przeczytania mam nadzieją jeszcze w tym roku ;) Chmurka  
      
  

niedziela, 16 grudnia 2012

Historia pewnych rękawiczek

Jeszcze turkusowa włóczka nie została zamieniona w szalik, a ja już pofarbowałam dwa kolejne motki- będzie komplet- czapa, szalik, rękawiczki....
Najbardziej potrzebowałam rękawiczek, te szpitalne mają za szeroki koniec i nie chcą się mieścić w rękawie "roboczej" kurtki zimowej. Wybrałam więc cieniutką włóczkę własnego wyrobu (z runa od Pana Romka) i zabrałam się za farbowanie.
Barwnika sypnęłam tyle samo, ale motek ważył 80g a nie 100g. Podczas przewracania zawiniątka na durszlaku byłam załamana, wydawało mi się, że włóczka wyjdzie za ciemna - niebieska, raczej ciemno niebieska (a ja niebieskości nie lubię). W tej rozpaczy wyjęłam z szuflady kolejny motek tej włóczki, szybciutko namoczyłam w wodzie z octem, ciut rozcieńczyłam resztę rozrobionej farbki ( a zostało mi sporo w słoiku) i przygotowałam kolejne zawiniątko.
W sumie panika okazała się zupełnie niepotrzebna, bo ciemniejszy motek wyszedł całkiem, całkiem.
Wniosek- nie skreślać farbowania przed wyschnięciem motka...


 Oczywiście wyszedł melanż, choć jest chyba ciut równiej niż poprzednio.

 

Ciemniejszy motek dostał przeznaczenie na rękawiczki, zaczęłam w czwartek, najpierw próbowałam zrobić takie jak Frasia pokazywała ostatnio, ale 42 oczka to na moje nadgarstki za dużo (nawet na drutach nr 2).
W końcu postawiłam na radosną twórczość własną...


przed chwilą skończyłam :)...

Na zdjęciach  nie bardzo widać, ale na grzbietowej stronie dłoni umieściłam mały wzorek, takie "zimowe jagódki"...


Szczerze mówiąc jestem pozytywnie zaskoczona, zaczynając nie podejrzewałam, że z pięcioma palcami pójdzie mi tak gładko ;)

piątek, 14 grudnia 2012

Spacerek

Śnieg, zero stopni, brak wiatru.... idealna pogoda na spacer- choć Bruno uważa, że każda  pogoda jest dobra na spacer.
Zdjęcia niestety nie najlepsze, nie było słonka, a poza tym strzelałam na oślep ( piechy są tak szybkie, że nie było mowy o zdjęciach zamierzonych), co wyszło możliwe to pokazuję.









A kot..... wyjątkowo sobie ceni domowe zacisze

Żeby wynagrodzić Wam ilość zdjęć podrzucam przepis na smaczne ciasto... o takie


Przepis znajdziecie TUTAJ

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Z Mikołajem...

Następne dwie i zarazem ostatnie.... wyjątkowo nie chciały pozować na jodłowych gałązkach, za bliskość kieliszka dobrze im zrobiła. Czyżby Szanowni Mikołajowie mieli pociąg do trunków?



Jak widać bombki mają takie same obrazki, do tej po prawej również wrzuciłam gwiazdki, ale są one większe i spadły na dno....
I tak wyglądają wszystkie moje dekoracje świąteczne w tym roku, marnie co? Ale jeszcze jedna kula pleksi leży, niewykorzystana sierotka...

sobota, 8 grudnia 2012

Małe bombardowanie

W tym sezonie nie planowałam robić bombek w ogóle.... ale wypatrzyłam kule z pleksi i postanowiłam spróbować czegoś nowego. No i spróbowałam, powstały "aż" cztery sztuki, dziś pokarzę dwie z nich.
Niestety bombki po wyniesieniu do ogrodu zupełnie zaparowały i zrobienie dobrych zdjęć graniczyło z cudem....


 

Dwie strony pierwszej bombki ;)



I dwie strony drugiej....
Są jeszcze dwie z mikołajowym motywem, ale te były tak złośliwe, że zaparowały całkowicie, nic to, będę jeszcze próbować zrobić im zdjęcia, może się uda...

sobota, 1 grudnia 2012

Ciut inny rodzaj wypieków

Etat cioci bywa wymagający ;) moja Katarzyna na drugie urodziny, które odbyły się tuż przed imieninami, dostała kuchenkę, no to żeby mała kuchareczka miała coś do tego piekarnika, wydziergałam jej to... 

To takie moje małe antidotum na wszystkie ostatnie porażki, bo dalej 90% moich aktualnych robótek jest do poprawy lub do prucia.
Korzystałam z wzoru Cupcake autorstwa  Evy Wu, zrobiłam je ciut mniejsze, jak czas pozwoli powstaną następne.

Teraz będzie dalej o porażkach, choć będą też pozytywy.
Mój wewnętrzny chaos... zamiast pruć i poprawiać to, co jest do poprawy, zapędził mnie do jeszcze jednej robótki. Zaplanowała ją już dawno, mam fioletową kurtkę zimową i wymyśliłam sobie cyklamenowo, turkusowy komplet...
Cyklamen to resztki ze swetra - o te
zdjęcie oczywiście już było i przedstawia wełnę przed zrobieniem swetra

No a turkus był dwa posty temu. Czapka miała być wrabiana, ale do szalika wymyśliłam sobie dzierganie dwustronne. Dumałam sobie jak się za to zabrać (układałam sobie w głowie jak to się powinno robić), aż tu e-wełenka telepatycznie przyszła mi z pomocą i na swoim blogu zamieściła stosowny link.
No i któregoś dnia zamiast kończyć to co mam do pokończenia, siadłam, na kartce w kratkę rozrysowałam sobie wzór i zaczełąm dziergać.
Zaczynałam dwa razy (bo za pierwszy razem nie załapałam jak mam prowadzić nitki ) i przyznam szczerze,  łatwe to nie jest. Pomijając wszystkie techniczne szczegóły, dzierga się z prędkością dzieci uczących się robótek.

Awers

i rewers, czy odwrotnie ;)

Po wydzierganiu tego co na zdjęciu, byłam nawet zadowolona. Najbardziej ucieszył mnie wygląd turkusu w dzianinie- pomimo wyraźnych przejść kolorystycznych bardzo mi się spodobał ( bo ja do niebieskości to jak do jeża). Po drugie- wygląd robótki robi wrażenie- fajnie mieć dwie prawe strony. ALE stwierdziłam, że szerokość szala będzie za duża, a w połączeniu z jej dwoma warstwami szal będzie sztywny i ciężki, po prostu nie ta włóczka do tego projektu. Do tego tak jak już pisałam, dzierganie dwustronne łatwe dla mnie nie jest (trzeba z ogromną pilnością śledzić wzór) i to nie jest coś czym mogłabym się w tej dziurze czasowej zająć. Sprułam więc urobek bez żalu i zaplanowałam, że do zimowej kurtki wydziergam prostym ściegiem  turkusowy szalik i czapę - na razie planuję szachownicę kwadratów z prawych i lewych oczek.
No to tyle eksperymentów...

poniedziałek, 26 listopada 2012

Ja pierniczę

No właśnie... to już czas, żeby w Święta sobie na nich zębów nie połamać ;)
Więc wycinam różne smaczne stwory, a potem wkładam na trzy zdrowaśki do pieca.... 


Przepis- znalazłam na moich wypiekach, jutro będę próbować następny - od Agnieszki, więc pieczonych mysz będzie  więcej ;)


Teraz trzeba ten cały zwierzyniec szczelnie zapakować i czekać do Świąt.

sobota, 24 listopada 2012

Włókienniczo

Wpadłam ostatnio w totalną czarną dziurę czasową i nie za bardzo mam co pokazać...
Po pierwsze robię i pruję na przemian. Ooooo... tego co na zdjęciu już nie ma...


Po drugie wkradł się do moich dziergadeł totalny chaos i mam stos pozaczynanych robótek, a nie mogę się zmobilizować się do skończenia czegokolwiek.
Na szczęście udało mi się ostatnio coś pofarbować i uprząść...

 nieśmiało zwracam uwagę na efekt remontu, płytki prawie jeszcze ciepłe ;)

Wełenka  babcina, mam plan na wrabianą czapę i może szalik (prawdopodobnie będzie użyty w wybuchowym połączeniu z cyklamenem- taki mój zimowy optymizm kolorystyczny). Nie jestem zadowolona, spodziewałam się, że nie będzie równo, ale jest trochę zbyt nierówno. Teraz dumam czy pofarbować jeszcze raz. Obok turkusu, wisi brązowa alpaka, prosto z kołowrotka (brąz naturalny).
Alpaka nie doczekała się na razie kolejnych motków, ponieważ  zakupiłam u Kariny brakującego south amerikana (jeśli ktoś nie czytał, lub nie pamięta to odsyłam tutaj). 


Bardzo się stresowałam, żebym uprzędła tak samo, no cóż wyszło prawie tak samo, grubość OK, ale wełenka jest ciut bardziej skręcona. Na razie dziergam  na próbę, jak skończę to przymierzę i zdecyduję czy będzie kolejne prucie, czy nie.
Ostatecznie wełenka prezentuję się tak:



Moja mama szykuje się do śnieżynkowego sezony szydełkowego... 


Maksiu, jak zawsze, chce być pomocny ;)

Do rychłego (mam nadzieję) zobaczenia....

wtorek, 13 listopada 2012

Znowu Miś- tym razem polarny

Niestety nie chronologicznie.... ten dla Kacperka, niestety  dalej czeka ubranko.
Dziś Miś polarny ( polarowy),  będzie prezentem powitalnym dla bardzo małego chłopca, jutro wyrusza w swoją podróż ;)

Miś uszyty jest z polaru... po dwóch misiach ze sztucznego futra, myślałam, że szycie z polaru to będzie bułka z masłem. Nic bardziej mylnego, o ile przy futro gorzej się kroi (trzeba uważać żeby nie wyciąć łysych plam), wszystkie fragmenty muszą być dokładnie przyfastrygowane i trzeba wycinać nadmiar włosów z zapasów na szwy, to potem nie ma żadnych problemów. Polar odwrotnie, niby miękki przyjemny, ale naciągliwy. Do tego nie ma włosków, bezlitośnie ukazuje wszystkie zmarszczki i krawieckie niedociągnięcia. 
Za  to udało mi się, mniej więcej osiągnąć ruchome stawy, za radą Finextry dałam w każdym stawie po 2 guziki, mocno związałam... i nic a nic nóżki si nie rozjeżdżają. No to jeszcze dwie foty pożegnalne z "Kacperkowym"

Różnica we wzroście mnie bardzo zaskoczyła- wykrój na małego misia nie wydaje się aż tak bardzo różnić od dużego.

Na koniec pochwalę się jeszcze moim ostatnim uśmiechem losu.
Od dawna biorę udział w "fejsbukowych" spotkaniach robótkowych on-line. Jest to wspaniała inicjatywa, jej autorką jest Iwonka, świetna  kobietka, która trzyma to wszystko w ryzach. Ostatnio miałyśmy okrągły jubileusz, a Iwonka zatroszczyła się o wspaniałe nagrody, no i jedna z nich dostała się mnie!!!


Właśnie takie cudeńko- nawiasem mówiąc bardzo dziękuję szanownemu sponsorowi- Zamotane.pl 
Oj projektom Margaret Stove się nie upiecze :D

piątek, 2 listopada 2012

Nic szczególnego...

...po prostu zwykłe skarpetki.
Przyznam, że jakoś rzadko je robię, mam na swoim koncie 1,5 pary ( jedne zrobiłam bardzo dawno temu, w tradycyjny sposób- miały bardzo nieudane palce oraz jedną sztukę wykonałam całkiem niedawno, metodą "od palców" , jakoś nie doczekała się siostrzyczki).
Przyznam,  że metoda od palców, jakoś bardziej mi podchodzi, na razie, bo mam zamiar niedługo zrobić następne i tym razem zacząć tradycyjnie- od cholewki ;)

A skarpetki wyglądają tak:


Wełna przędziona przez babcię, farbowana przeze mnie, pisałam o niej tutaj. Początkowo miał być z niej komin, ale po pierwsze jak zabrałam się do dziergania aura zaszalała śniegiem ( i jesienne barwy nie pasowały mi  do fioletowej zimowej kurtki), a po drugie, wełna jest dość ostra, pewnie z nóżek- więc poszła na nóżki ;)



Nieskromnie mówiąc skarpetki bardzo mi spasowały, mam chęć na następne, mam też chęć na wrabiane , szalenie spodobały mi się te i te , czas pokaże czy się za nie wezmę, bo wzór jest rozpisany na 72 oczka- trochę dużo, jak na mój gust.

Na koniec, wiadomość " z misiowego frontu" - powstaje Miś kacperkowy- na razie brakło wypełnienia i na pół sflaczały miś czeka na dostawę: 


Na szczęście, odbiorca jest wyrozumiały i nie ma ciotce za złe, tego opóźnienia.