Ostatni miesiąc niektórym upływa pod znakiem skarpetek... którym, niektórym? Ano między innymi mnie, oraz części dziewiarek z polskiej grupy na ravelry..... Zorganizowałyśmy sobie tam skarpetkowy KAL, część osób chciało po prostu się nauczyć dziergać skarpetki, a pozostałe uczestniczki.... no umówmy się - każdy powód jest dobry aby zrobić skarpetki....
Za moje KALowe wyzwanie postawiłam sobie wzór, który miałam w planach od dawna i nawet włóczkę na nie miałam przygotowane, tyle że ciągle coś, ale teraz wreszcie postanowiłam je zrobić.
Oryginalny wzór Traveling Stitch Legwarmers autorsta Lisy R. Myer, to nie skarpetki, a getry, ale przecież, prawdziwa skarpetocholiczka takiego detalu się nie zlęknie. Z momencie planowania, rozkładu jazdy, doszło do wielu modyfikacji, wymuszonych częściowo konstrukcją skarpety , a częściowo tym, że moje nogi w niczym nie przypominają tej baletnicy z okładki i sporo plecionek po prostu wypadło.
W ramach euforii dziergania barokowych plecionek nie przewidziałam, że po dojechaniu do pięt, trzeba będzie te zakrętasy dziergać tam i z powrotem, co już takie fajne nie było.
Jeszcze na początku, aby sobie trochę ułatwić życie, zdecydowałam, że przód będzie gładki, ale pomimo że nogi mam krótkie, powtarzałam tę gładkość z przodu, dostatecznie długo, żeby mi się to znudziło, dlatego też, na stopach jakieś plecionki się pojawiły.
No cóż, teraz po obfoceniu, spokojnie poczekają sobie na zimę, bo taka długość skarpetek nadaje się tylko na zimę....
A KAL potrwa do połowy czerwca, można jeszcze dołączyć ;)
Za moje KALowe wyzwanie postawiłam sobie wzór, który miałam w planach od dawna i nawet włóczkę na nie miałam przygotowane, tyle że ciągle coś, ale teraz wreszcie postanowiłam je zrobić.
Oryginalny wzór Traveling Stitch Legwarmers autorsta Lisy R. Myer, to nie skarpetki, a getry, ale przecież, prawdziwa skarpetocholiczka takiego detalu się nie zlęknie. Z momencie planowania, rozkładu jazdy, doszło do wielu modyfikacji, wymuszonych częściowo konstrukcją skarpety , a częściowo tym, że moje nogi w niczym nie przypominają tej baletnicy z okładki i sporo plecionek po prostu wypadło.
W ramach euforii dziergania barokowych plecionek nie przewidziałam, że po dojechaniu do pięt, trzeba będzie te zakrętasy dziergać tam i z powrotem, co już takie fajne nie było.
Jeszcze na początku, aby sobie trochę ułatwić życie, zdecydowałam, że przód będzie gładki, ale pomimo że nogi mam krótkie, powtarzałam tę gładkość z przodu, dostatecznie długo, żeby mi się to znudziło, dlatego też, na stopach jakieś plecionki się pojawiły.
No cóż, teraz po obfoceniu, spokojnie poczekają sobie na zimę, bo taka długość skarpetek nadaje się tylko na zimę....
A KAL potrwa do połowy czerwca, można jeszcze dołączyć ;)
Ale pracochłonne plecionki! Najbardziej podobają mi się te na stopach :-) Twoje skarpetki są super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
To jest dla mnie najwspanialszy komplement pod słońcem, bo te plecionki to moja inwencja, nawet nie do końca przemyślana i nie zaplanowana w szczegółach.
Usuńpozdrawiam
Wspaniałe skarpetki :-) Śliczny wzór i piękny kolor - bardzo mi się podobają :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Kolor mi się cholernie ciężko fotografowało, tak kapryśny ten burgund ;)
UsuńDzięki śliczne i pozdrawiam