niedziela, 30 października 2016

Kurz i pajęczyny

Tak dawno nic nie pisałam i tu nie zaglądałam, ze można by pomyśleć, że całkiem zapomniałam o własnym blogu, albo połamałam wszystkie kończyny i nic nie wytwarzam....
Nic z tych rzeczy, na szczęście (zwłaszcza w kontekście kończyn), działam dużo, czasami ścigam się z czasem i właśnie z powodu tego czasu, a raczej jego braku, nic nie publikuję.

Jak już odkurzać to na całego, czemu nie wymieść zaległego  projektu, skończonego uwaga, uwaga, w lutym....


 Tradycyjnie zdjęcie z najbardziej robótkowym psem na świecie, chociaż samo zdjęcie może nie jest bardzo robótkowe...


Sweter powstał z alpaki dropsa, jakoś nie mogę się oprzeć świetom alpaki ( w tym  roku zakupiłam limę), robótka była bardzo spontaniczna, bez wzoru, bez dokładnych notatek.
Konstrukcja jest taka, najpierw powstała zielona część tułowia, od dołu, potem nabrałam oczka naookoło i zaczęła dziergać brzeg. Tu nastąpiła mała huśtawka emocjonalna, bo w pierwszej wersji brzeg miał być wydziergany z mojego suri, ale nie wyglądało. Wobec tego, że owsiankowy BFL, wyciągnięty  z szuflady jako lekarstwo na suri, również nie wyglądał, zakupiłam motek grafitowej alpaki z dropsa, no i teraz musiało już zagrać....
Aby urozmaicić całość, tyły kieszonek również wydziergałam w kontrastowym kolorze...
Ostatecznie, trochę źle obliczyłam rozmiar i plisa musiała wyjść taka szeroka, a sweter jest bardzo dopasowany, ale przyjmijmy, że tak miało być....


Z tyłu jest zupełnie prosto. Rękawy dla wygody, dziergałam od pachy w dół, od dawna nie dziergałam rękawów z główką innym sposobem...



I na dzisiaj to tyle, jak widać mam jeszcze nową czapkę, ale to już następnym razem, z kominem w komplecie. Następne posty mogą też zawierać tematy bożonarodzeniowe, ale to już będzie po  1 listopada, więc nie wyprzedzę supermarketów ;)