czwartek, 17 grudnia 2015

Bombek ciąg dalszy

No właśnie, nic dodać nic ująć....
Powiem tylko, że większość już rozdana, a uśmiechnięte miny obdarowanych, świadczą że się podobały...
Tym razem większość bombek jest malowana, jedna tylko (z ptaszkami i brokatem) jest decoupage'owa i na sam koniec posta jest niespodzianka.







To druga strona bombki z poprzedniego zdjęcia
********************EDIT**************************
Jak mi uświadomiono, źle napisałam na początku, ta bombka co powyżej to również decoupage, więc tych wyklejanych jest razem dwie....
**************************************************


A teraz, coś nowego... jakieś licho sprawiło, że zobaczyłam filmik, jak się supła frywolitki... Zawsze te koronki mi się bardzo podobały, ale uważałam, że to okropnie trudne i zupełnie poza moim zasięgiem... Aż tu okazało się, że nie taki diabeł straszny... Oczywiście jak to ja... skoro film było jasny i zrozumiały, postanowiłam spróbować... no i sobie supłam...



No  i to na razie tyle, jeśli chodzi o artylerię świąteczną...

wtorek, 8 grudnia 2015

Kocia seria...

Nie próżnuję,chociaż na blogu pustka... w czasach ostatnich popołudnia wypełniają mi robótki w temacie wybitnie bożonarodzeniowym. Nawet miałam niecny plan aby udokumentować część z tych robótek w ostatnią niedzielę, ale się byłam zguzdrałam i jak przyszło co do czego zmrok nastał ....

Ale dziś nic o bombkach, czy śnieżynkach nie będzie, będzie o kotach i.... akwareli....

Jakiś czas temu- odległy raczej, napotkałam w empiku zestaw (na promocji a jakże) kredki akwarelowe + blok... Kredki takie miałam i lubiłam w czasach nastoletnich, do tego te napotkane opatrzone były logiem na widok, którego tracę rozum, a żmija w mojej kieszeni pada w niemocy- choć w tamtym wypadku cena była rozsądna. Firma darzona przeze mnie tak wielkim uczuciem to Koh-i-noor  już od dzieciństwa- mój pierwszy porządny zestaw kredek, który dostałam od wujka z delegacji, z Czechosłowacji (!!!), to były koh-i-noor'ki w blaszanym, cudnie kolorowym pudełku... Dziś ktoś może wzruszyć ramionami, ale w tamtych czasach, w sklepach nie było ani porządnych kredek, a kolorowych pudełek tym bardziej- w ogóle kraj nasz cierpiał na deficyt kolorów.....

No ale czas chyba przejść do kotów z tytułu... kredki kupiłam, trochę się nimi pobawiłam i odłożyłam do szuflady, przez jakiś czas służyły mi do rysowania wrabianych wzorów, ale w internecie wpadłam na piękne kocie obrazki.... Obrazki wykonane w technice akwareli (tej tradycyjnej- farbianej), technice, której nigdy nie próbowałam, którą podziwiałam, ale której się bałam, bo jest ona techniką bardzo trudną... Koty jednak, były piękne, a kredki jako, że łatwiejsze do okiełznania dodały mi odwagi...

Zdjęcia niestety,robione w sztucznym świetle, więc może koty nie wypadły najkorzystniej, jak je oprawię spróbuję pokazać w pełnej krasie...


 Jako  pierwszy powstał kot bury, choć kolorowy jednocześnie.... a zachęcona dachowcowym sukcesem, jęłam się imać kotów syjamskich...



Początkowo syjamski kot miał być elementem serii (całkiem możliwe że obrazki powlokę do pracy na ścianę), ale jak już wyrysowałam (a potem pomazałam wodą) pierwszego kociego arystokratę, jasnym stało się, że koty do siebie nie pasują i jeśli syjamy, to tylko i wyłącznie w jednolitej serii.... Pracuję, więc nad trzecim syjamem, rozważając jednocześnie zakup, prawdziwych profesjonalnym akwarel... (ech czy ja kiedyś zmądrzeję i skoncentruję się nad tym co już umiem i przestanę gnać za nowym???)

Gdyby ktoś z czytających, zaczął się zastanawiać czy takie kredki, nadają się dla dzieci, to zachęcam- owszem, są droższe od tych zwykłych z marketu, ale za to, są cudownie miękkie, mają pięknie żywe kolory, świetnie się nimi rysuje- a możliwość przeistoczenia rysunku w obrazek, daje mnóstwo frajdy (sprawdzone, na moich siostrzeńcach :) ).  O tym, że dane kredki są akwarelowe, oprócz napisu na pudełku, świadczy pędzelek namalowany na kredkach...

Nawiasem mówiąc bardzo lubię koty syjamskie... choć uważam, że najpiękniejsze są te starego typu, te "nowoczesne" za bardzo trącą nietoperzem, moim zadaniem.... a już solidnie wychodząc poza margines, dodam, że mój prywatny kot, ma ponoć syjamskiego przodka- po nim to już mało widać, ale matka  miała  pokaźne resztki syjamskiego umaszczenia.....