poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Słoń trąbalski, bardzo piłkarski

Dziś będzie o nowościach, no prawie nowościach, bo szalik skończyłam ze 2 tygodnie temu... ale biorąc pod uwagę swetry dawno temu pokończone, to nowość jak nic...
Ale zanim o samym szaliku, będzie o historii jego powstania, bo szalik jest specjalnego przeznaczenia.
Jest obok mojego miasta, mała miejscowość, wioska. Wioska, która ma prężnie działający klub  piłkarski, klub nie byle jaki, bo w zeszłym sezonie chłopaki załapali się do ekstraklasy... właściwie piłka kopana nie zajmuje mnie wcale, ale patriotyzm lokalny, nakazuje mi piłkarzom ze słoniami w herbie kibicować.
A że znam znacznie bardziej zagorzałego fana tejże drużyny, postanowiłam zrobić dla niego kibicowski szalik.



Barwy plemienne klubu nie są moją prywatną fantazją, aż takiej nie posiadam. Aby znaleźć odpowiednio nasycone barwy, zawędrowałam kursorem myszki, na dziecięcą półkę pasmanterii. Użycie baby merino Dropsa , ma jeszcze taką zaletę, że nie będzie kibica żarło, no i będzie mam nadzieję stosunkowo łatwe w użytkowaniu i praniu. Słoń, jak już wcześniej pisałam, jest herbem drużyny, te szalikowe, rysowałam sama podobnie jak piłki, ze słoniem poszło mi 100 razy lepiej niż z piłką... Aby całość jakoś zgrabnie wyglądała postawiłam na double knitting i muszę powiedzieć, że nie dziergało mi się wcale źle.

Szalik został powitany z wielkim uśmiechem i już był ochrzczony w boju... a przed przekazaniem strzeliłam sobie z nim fotę, choć widać go bardzo niewiele...


Obecnie, trochę chlapię akwarelkami... nawet jedną pracę zgłosiłam na facebookowy konkurs...


Jeśli ktoś ma życzenie (i facebooka ) tutaj  do końca kwietnia, można zagłosować poprzez polubienie zdjęcia. O kociakach napiszę osobnego posta, ale jak odbiorę od oprawy, a trzeba je tam jeszcze zanieść...

środa, 20 kwietnia 2016

Zaległość nie do odrobienia

W ostatnim poście pisałam, że mam wiele zaległości, bo kiedy nie miałam siły na pisanie bloga, to terapia zajęciowa szła pełną parą.
Dziś o ikonie napisanej dla Wujostwa. Niestety tak, się stało że choć jest to prezent na majowe imieniny obojga, nie zdążyłam zrobić zdjęć przed jej podarowaniem, a podarunku nie było sensu odkładać i właściwie ikona powędrowała do odbiorców zaraz po poświęceniu.


Zdjęcia które prezentuję, zostały zrobione w ostatnim dniu pracy przy ikonie, więc efekt końcowy nie odbiega bardzo od tego co na nich widać, na pewno rzuca się w oczy to że wizerunki jeszcze  nie są podpisane i nie ma gwiazdek na płaszczu Maryi...


Deska jak na mnie nietypowa, 30 x 40 cm, ikona oczywiście pisana temperą jajową.
Efekt końcowy uwieczniłam tylko telefonem, a niestety, fotografowanie "złota" telefonem, odbiera pracy wiele na jakości, przede wszystkim kolory są bardzo wyblakłe...


Tym razem  zdecydowałam się  na wizerunek Matki Bożej Wspomożenia Ludu Rzymskiego (Madonna Salus populi Romani), nazywany także "Matką Boską Śnieżną". Ta śnieżność nie bierze się bynajmniej z koloru szat, w oryginale płaszcz jest brązowy (przynajmniej teraz, po upływie tylu lat), śnieżność bierze się z legendy wg której w Rzymie, w miejscu gdzie obecnie jest bazylia Matki Bożej Większej, w lecie spadł śnieg i to miało być znakiem od Boga, aby tę świątynię wybudować. Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że oryginał tejże ikony znajduje się w owej bazylice.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Leśne skarpetki

Mam ogromne zaległości w blogowaniu, nie wiem czy uda mi się to wszystko nadrobić, ale będę próbować.
Na początek odrabiania zaległości, dobre skarpetki, bo wiadomo, skarpetki są dobre na wszystko...


Skarpetki powstały w ramach terapii na stres, wzór rozpisałam sobie sama, lubię tego typu wzory, bo świetnie trzymają się nogi. Włóczka to dropsowy fabel w kolorze "leśnym". Dziergałam na drutach nr 2mm



I to wszystko dzisiaj, no bo cóż można więcej napisać o skarpetkach...