czwartek, 30 sierpnia 2012

Limit szczęścia na sierpień wyczerpany

Dzisiejszy post miał być zupełnie o czymś innych, ale zapukał listonosz.....

 O tym co się dalej działo nie muszę chyba pisać ani słowa :D


Prawda że się pięknie komponuje??

Jakie to szczęście, że nie wywiozłam alpaki od  Pana Wierzbickiego do rodziców, chyba by mnie skręciło gdybym nie miała co prząść.
Przędzie się świetnie, leciutko, cichutko ( Sonata tylko delikatnie szumi, podczas gdy dziadunio wydobywał z siebie głośne tyk-tyryk), szybciutko i cieniutko !!!  No i nareszcie mam 3 szpulki!!!!!!!
O tym co miało być dzisiaj, następnym razem ;)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Spodobało mi się....

... zarówno farbowanie, jak i miodowo-brązowe kolory od Gosi.
Aby nie zmarnować, tego co zostało mi w słoiczkach, po wygranej alpace z jedwabiem, pofarbowałam motek babcinej wełny.


Wełna z polskiej owcy, własnego chowu ( niestety ten chów zakończył się w mojej rodzinie 20 lat temu), uprzędziona przez moją babcię ( dziś obchodzi 90te urodziny), wybrałam motek najcieńszy z zapasów, nie wiem czy był uprzędziony i leżakował 20 lat, czy może był już przerabiany i pruty. Sądząc po tym jak intensywnie chwyciła farbka, raczej to drugie...


Nie będę ukrywać, że kolorystycznie  poprzedni, delikatniejszy zestaw podoba mi się bardziej, jednak i ta wełenka ma w sobie coś.  Zdziwiło mnie natomiast, że bawełniany kordonek, którym wiązałam motki, nie złapał ani odrobinki barwnika.

sobota, 25 sierpnia 2012

F3

Felix Farmer Fox - tak nazwałam liska na ravelry. Z zasadzie nie wiem co mogę o nim napisać, jest to trochę projekt zainspirowany Mr Todem autorstwa Alan Dart, mój lis jest troszkę uboższy w formie, ale może jeszcze kiedyś wydziergam Toda ;)


Lis jest farmerem i bardzo długo myślałam co mu włożyć do łapki, na razie jest to najprawdziwszy kłos pszenicy.


 No to chyba tyle o Felixie ;)


środa, 22 sierpnia 2012

Miodzio

Udało się pofarbować, jestem zadowolona jak nie wiem co!


Od Pimposhki dostałam wspaniałe barwniki , miodowy, kasztanowy i brąz. Po prostu nie mogłam zdecydować się inaczej, jak użyć ich wszystkich. Na początku trochę się bałam, ale Gosia cały czas mailowo trzymała mnie za rękę. Podczas farbowania korzystałam też z przewodnika Finextry - jak to dobrze, że są życzliwi ludzie na tym świecie :D
W akcji wełenka wyglądała tak:

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło .
Rozmiar ciap też był zaczerpnięty z bloga Pimposhki zdecydowałam , że miodowy będzie stanowił podstawę, a kasztan i brąz będą tylko dodatkiem.





O jakości wełny nie muszę chyba dużo pisać,wystarczą 2 słowa- alpaka z jedwabiem, nie muszę też chyba pisać, że ręce mnie okrutnie świerzbią, żeby złapać za druty. Zdecydowałam, że wydziergam z niej szaliczek ozdobniczek,  wiosenno-jesienny ocieplaczek. Na razie nerwowo przeglądam ravelry i nie mogę się zdecydować. Myślę o takich: 1- Mairi by Shelly DeJong, 2- Boscage Cowl by Ritsuka Nashi, 3- Summer Flies by Donna Griffin, 4- 5th Avenue Infinity Scarf by Margaux. Sporo tego.... Szalenie podoba mi się "5th Avennue", ale nie jestem pewna jak będzie wyglądał w tym wzorze multikolor, dlatego na razie skłaniam się do Summer Flies. Ech.... mam jak ten przysłowiowy osiołek.
Na razie na drutach mam mój pierwszy ogoniasty sweter- robię coś na podobieństwo #03 Cardi Wrap by Kazekobo. Vogue knniting często mnie zaskakuje i zachwyca, temu modelowi nie mogłam się oprzeć, jak to ja działam po partyzancku- w jednej z książek dziewiarskich odszukałam podobny ażur i dziergam. Na razie mam niewielki kawałek przedniej plisy, później będę martwić się co dalej....

Jakoś szalenie nie nastawiam się na sukces, bo dziergam z bawełny, a włókna roślinne mnie nie lubią ( po pierwszym praniu wszystko jest ze 3 rozmiary większe), przed dzierganiem wyprałam wełnę, ciekawe czy to coś pomoże, najwyżej oddam mamie albo komuś z rodziny kto jest większy ode mnie. Nie sądzę też abym zdążyła do końca tego sezonu- po prostu taka zapchajdziura ;)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Alpaka z jedwabiem

Ta mieszanka włókien bardzo mnie lubi, z czego bardzo się cieszę bo jest to zestawienie fantastyczne i luksusowe .

Wełenka tym razem przywędrowała ode mnie od Pimposhki. Kiedy dowiedziałam się o wygranej w candy, nie posiadałam się ze szczęścia, tym bardziej, że kompletnie się tego nie spodziewałam.


Nagroda jest wypasiona w każdym calu, Pimposhka dodatkowo wysłała mi fantastyczny zestaw farbek i tylko teraz trzeba moteczek pofarbować. Ach już mam wizję, oby tylko wszystko poszło dobrze.
 
Gosiu serdecznie Ci dziękuję, prezent jest fantastyczny!!!!!



Wełenka to baby alpaka z jedwabiem , 4ply 400m/100g- jest cudowna!!! i moja ;)
Trzymajcie kciuki aby farbowanie poszło dobrze :)

A teraz kilka słów o dożynkach....
te powiatowe odbyły się  wczoraj, pogoda dopisała , imprezowicze również.
Moja mama tradycyjnie pomagała przy wieńcu, zajął 3 miejsce w swojej kategorii ( co uważamy z mamą za ogromny sukces, ponieważ konkurencja w tym roku była ogromna).

Zdjęcie zrobione jeszcze w remizie, przed wybyciem na imprezę, teraz datale...

Przy okazji, jak co roku z resztą na imprezie była cała masa różnistych stoisk, nie będę tutaj wszystkiego relacjonować pokaże tylko kilka zdjęć...

rzeźby z konarów,

zalipiańskie malunki- tym razem na bombkach, choć panie miały całe zatrzęsienie różnych drobiazgów (o Zalipiu- "malowanej wsi" można przeczytać tutaj),

i moje serwety też tam się wybrały, tutaj pośród rękodzieła innych twórców ;)

Zawitali do nas również górale, więc korzystając z okazji zaopatrzyłam się w oscypki, a ponieważ taki rarytas wymaga odpowiedniej oprawy właśnie piekę domowe bułki, jak mi ładnie wyjdą pokażę i podzielę się przepisem...

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Potrzeba matką wynalazków

Nie szukając aż  wynalazków, potrzeba  powoduje kreatywność, pomysłowość, przyswajanie nowych umiejętności, słowem potrzeba wyciąga z człowieka same najlepsze cechy...
U mnie potrzeba zaskutkowała przełamaniem strachu przed maszyną do szycia ... i mimo, że pokazane dzisiaj rzeczy są banalne to cieszę się z nich jak dziecko.

Czasy w których komplet pościeli oznaczał powłoczki na: kołdrę, 2 poduszki i jednego lub dwa jaśki, dawno już minęły i szkoda, bo mnie do spania właśnie jaśki są potrzebne. Moja mama zaczęła dostosowywać pościel do moich potrzeb w ten sposób, że z jednej poszewki na poduszkę wychodziły 2 jaśki, a ponieważ mamie coraz trudniej zebrać się na szycie, a ja mam wielkie ambicje (bo jakżeby inaczej), w sobotę zabrałam się za szycie.


Niby nic trudnego, a cieszę się jak dziecko, zwłaszcza, że pierwszy raz z powodzeniem przyszyłam zamek.

Zamek co prawda kryty nie jest i nie do końca lege artis, ale ponieważ jedna poszewka jest kombinowana i splot materiału w klinie i w większej części idą w różnych kierunkach, całość uważam w sumie za udaną (zamek w drugiej poszewce, już był, wystarczyło go tylko obciąć).
Jak już rozłożyłam się z szyciem, stwierdziłam, że chcę narobić tych jaśków na zapas, wygrzebałam u mamy materiał nieznanego pochodzenia (może pamiętać nawet upadek PRLu) i zabrałam się za szycie od podstaw. Materiał okazał się nawet niezły gatunkowo ( prawdopodobnie len lub jego mieszanka), niestety wielkość kuponu 80 X 150 cm. Na razie jest jedna poszewka...

 (zwróćcie przy okazji uwagę jakiego ślicznego zająca dostałam na imieniny)

Ponieważ przy okazji grzebania za materiałami znalazłam również kolorowe skrawki, porwałam się (z motyką na słońce) na aplikacje. Miś jakoś sam mi wszedł do głowy, prawie sam się narysował, ale naszyć musiałam już go ja. Mozoliłam się z nim strasznie i idealnie nie jest- ba osoby szyjące, pewnie po przyjrzeniu się, pewnie łapią się za głowę, ale w końcu miś idzie do sypialni a nie na salony.

Celowo nie pokazuję większego zbliżenia ;)

Z tyłu już nie męczyłam się z zamkami, doszyję  zatrzaski, jak je kupię ;)

I jeszcze raz całość bom dumna jak paw (mimo uchybień)...


Na razie kombinuję jak by tu dokonać cudu rozmnożenia i  uszyć drugą do kompletu, szarego powinno starczyć, choć  będzie a' la patchwork, ale tych niebieskich kwiatków została ilość apteczna, za to mam resztki z identycznym motywem w kolorach kremu i różu....
Jak coś wymyślę na pewno zaprezentuję ;)

środa, 8 sierpnia 2012

W przeciwieństwie do Micka Jaggera...

...odczuwam satysfakcję i to jest miłe uczucie.
Ukręciłam pierwszy motek mojego  runa z polskich owiec i choć wełna jest "rustik", jest całkiem równa i najcieńsza jaką udało mi się kiedykolwiek uprząść. O samym runie już pisałam TUTAJ , dziś pierwszy moteczek wysechł i mogę go pokazać. UWAGA! będzie mnóstwo zdjęć...

Wełna jest nie farbowana, jeszcze, jedyne co mogę tej wełence zarzucić to właśnie kolor, ale na szczęście da się temu zaradzić.
Nie wiem czemu, ale czasami przy dodawaniu zdjęć (zwłaszcza do FB) pozycja zdjęcia od razu ustawia się tak jak je robiłam, czyli w tym wypadku pionowo, a nie poziomo jak widziałam je na monitorze podczas obróbki- no trudno, nie będę już tego zmieniać.

 Ten moteczek ma 128m i jeśli stara waga mnie nie okłamała, ma 50g- to naprawdę najcieńsza z moich wełenek. Przed przędzeniem nie sadziłam, że tak to wyjdzie, jak widać najważniejsze żeby włoski były luźno ułożone. Mam wobec tej wełny pewien bardzo zuchwały plan, ale żeby się powiódł muszę się jeszcze nieźle nakręcić. No to jeszcze raz moteczek w całości:

Podczas robienia zdjęć przyplątał się do mnie Borys (nawet na pierwszym zdjęciu, spod gałązki prześwituje jego biały kark), był absolutnie oburzony faktem, że zajmuję się wełną a nie nim ...
W ten płynny sposób nastąpi przejście do kociej części posta, niestety również z dużą ilością zdjęć, no co ja poradzę, mam dziś jakiś dzień na foty ;)

Jak Borys już się ze mną wygłaskał, to zasiadł sobie na leciwej ławeczce ;)
Tym którzy dobrnęli do końca, jeśli tacy w ogóle się znaleźli, należy się medal za wytrwałość...

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Pod herbatkę...

Żyję.... przędę, dziergam ( już niebawem głównym bohaterem posta będzie rudy lis) i obiecuję sobie, że wreszcie zabiorę się za szycie ( nie umiem, ale muszę się naumieć- zużyły mi się prawie wszystkie poszewki na jaśki i niedługo nie będę miała na czym spać), tylko jakoś nie mam czasu na  robienie zdjęć...
Dziś nie będzie o żadnej z powyższych moich działalności, dziś będzie KUPAŻ - czyli decoupage, ale to humorystyczne spolszczenie, stworzone przez męża mojej przyjaciółki przyjęło się dość dobrze w moim słowniku.
Czasem tak jest, że widzimy jakiś efekt u innych i szalenie nam się podoba, próbujemy sami i.... kompletna klapa- znacznie lepszy był przedostatni etap produkcji niż finisz. Tak było i w przypadku moich podkładek.
Przyznam, że bardzo rzadko stosuję lakiery z efektem spękań, teraz utwierdziłam się dodatkowo w przekonaniu, że kolorowe wcierki nie zawsze dodają uroku ( a nie odstawiłam partyzantki jak wcześniej - wcierając złota olejną farbę- tylko przykładnie kupiłam specjalnie w tym celu porporinę w kolorze miedzi).

 Tak prezentowały się przed wcierką, moim zdaniem są znacznie subtelniejsze...

Ostatnie dwa zdjęcia są trochę przekłamane przez mój aparat, to nawet nie kwestia lampy, robiłam na tych samych ustawieniach.

Teraz podkładki muszą przejść testy konsumenckie, a jeśli skończy się  pomyślnie może podobne pojawią się w Artstacji.
Uff  4 małe podkładki a tyyyyyyle zdjęć, zdecydowanie przerost formy nad treścią...