Wpadłam ostatnio w totalną czarną dziurę czasową i nie za bardzo mam co pokazać...
Po pierwsze robię i pruję na przemian. Ooooo... tego co na zdjęciu już nie ma...
Po drugie wkradł się do moich dziergadeł totalny chaos i mam stos pozaczynanych robótek, a nie mogę się zmobilizować się do skończenia czegokolwiek.
Na szczęście udało mi się ostatnio coś pofarbować i uprząść...
nieśmiało zwracam uwagę na efekt remontu, płytki prawie jeszcze ciepłe ;)
Wełenka babcina, mam plan na wrabianą czapę i może szalik (prawdopodobnie będzie użyty w wybuchowym połączeniu z cyklamenem- taki mój zimowy optymizm kolorystyczny). Nie jestem zadowolona, spodziewałam się, że nie będzie równo, ale jest trochę zbyt nierówno. Teraz dumam czy pofarbować jeszcze raz. Obok turkusu, wisi brązowa alpaka, prosto z kołowrotka (brąz naturalny).
Alpaka nie doczekała się na razie kolejnych motków, ponieważ zakupiłam u Kariny brakującego south amerikana (jeśli ktoś nie czytał, lub nie pamięta to odsyłam tutaj).
Bardzo się stresowałam, żebym uprzędła tak samo, no cóż wyszło prawie tak samo, grubość OK, ale wełenka jest ciut bardziej skręcona. Na razie dziergam na próbę, jak skończę to przymierzę i zdecyduję czy będzie kolejne prucie, czy nie.
Ostatecznie wełenka prezentuję się tak:
Moja mama szykuje się do śnieżynkowego sezony szydełkowego...
Maksiu, jak zawsze, chce być pomocny ;)
Do rychłego (mam nadzieję) zobaczenia....