poniedziałek, 29 czerwca 2015

Niedopatrzenie

Dawno temu, w nie bardzo odległej pasmanterii, wypatrzyłam  wyróżniające się urodą motki, a wśród zdecydowanej przewagi akryli, wyróżnić się nie było trudno.... Kupiłam więc 3 motki, z przeznaczeniem, na jakąś serwetę, bawełna nie była taka cienka, ale myślałam sobie, że taka gruba serweta będzie ładnie wyglądać.... Kiedy po dość długim czasie zaczęłam z niej dziergać, okazało się, że nie rokuje to dobrze i już po kilku okrążeniach widać, że dzianina będzie będzie się źle układać. Rzut oka na banderolę, no tak bawełny co prawda przewaga, ale akrylu też sporo...
Nie pozostało mi nic innego, jak dokupić parę motków i wydziergać top/ bluzkę/sweter, stwierdziłam, że całego białego nie chcę, dokupiłam więc  2 motki czegoś, co  obecnie nazywa się miętowym- a dla mnie to turkus ;)
Planów na ten sweter miałam wiele, ostatecznie zdecydowałam się na w miarę pewną metodę contigous...
 


Całość robiona jest bardzo prosto, bez zbędnych ceregieli, paski zmieniają swoją szerokość, żeby tak całkiem nudno nie było...


 Bardzo lubię metodę congitous, choć jak każda w świecie metoda dziewiarska, ma swoje wady i zalety, w poprzednich udziergach denerwowało mnie brak podkroju na karku, początek pleców zaczyna się dość wysoko, a przy dorabianiu plisy, sweter właściwie wchodzi z tyłu na szyję, tym razem postanowiłam ciut to obejść... zaczynając sweter, z tyłu (na plecach) zrobiłam kilka rzędów ściągacza, a potem po zakończeniu dekoltu, plisę dekoltu dziergałam tylko z przodu, tam i z powrotem, przyrabiając na bieżąco. Ostatecznie widać, że plisa dekoltu nie jest dziergana razem, ale nie wygląda to źle....


Motki zużyłam prawie do końca- zostało mi po maleńkim ogryzku z obu kolorów...

mina jakbym miała komuś przyłożyć, przypadkowa....
W sumie całkiem nieźle wyszło, co?

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozgardiasz

Jestem bałaganiarą...
źle się czuję, w mieszkaniach wysprzątanych na "wysoki połysk", a delikatny artystyczny nieład jest dla mnie naturalnym środowiskiem... co prawda kiedy nieład staje się nieco mniej artystyczny mobilizuje się i sprzątam, ale mniejsza o to... w robótkach mam to samo....
Z reguły mam pozaczynane ze dwie lub trzy dzianiny, do tego zwykle coś na kołowrotku, a często (jakby tego było mało) jeszcze inne rzeczy w tak zwanym międzyczasie...



Przędzenie BFL utknęło na 3 motkach, oczywiście zaczęłam prząść czwarty, ale zrobiłam przerwę już na początku singla.... nie wytrzymałam i postanowiłam, że zacznę dziergać, a w międzyczasie dokończę prząść. Początkowo miałam wystartować z dzierganiem po skończeniu tego co mam aktualnie na drutach, ale jakżeby BFL miało czekać w kolejce...
Co do samych motków powiem tylko, że wstrzeliłam się całkiem nieźle w skarpetkowy metraż, włóczka jest potrójna- navajo. Zaskoczyła mnie puchatość tej włóczki po praniu, jeszcze nigdy tak z tą rasą nie miałam, tym razem po praniu i obiciu o brzeg wanny, motki zrobiły się niesamowicie puchate i jakby bardziej sprężyste, podwoiły swoją objętość, być może moje siły witalne wzrosły znacząco, lub każdy kolor BFL (pierwszy raz mam do czynienia z brązowym) ma swój ciut inny charakter...


A to sam początek nowego swetra, mam nadzieję, że mimo pokazywania go tak wcześnie zakończę go z sukcesem... bo kto tego nie zna, że pokazana robótka przed czasem poszła do prucia... Ma być Nelumbo  Asji Knits, troszkę się o ten wzór boję, bo nigdy nie dziergałam swetra z karczkiem yoke, a poza tym z moim dzierganiem na dziko, boję się tak dokładnie rozliczonych wzorów- tu muszę dziergać i słuchać się wzoru bo na oko sama nie widzę czy będzie dobrze, czy nie...


A to co miałam skończyć, utknęło w połowie rękawa.... żenujące co? Ale w ten weekend skończę na pewno... a dziury na początku pasków, załatam już na końcu....

Żeby być całkiem szczerą musiałabym wspomnieć o rozpoczętym koszu na makulaturę (z papierowej wikliny) ale uznam że to projekt zahibernowany...  aktualnie nie mam weny na skręcanie rurek...

wtorek, 9 czerwca 2015

Rafael znaczy Bóg uzdrawia...

Właściwie już kończąc poprzednią ikonę, wiedziałam, że chcę napisać archanioła i chcę aby pozostał u mnie w moim domu. Na początku myślałam o  Michale, ale gdy zaczęłam delikatnie zgłębiać anielski temat, okazało się że Rafał pasuje do mnie lepiej, bo Rafał jest między innymi patronem lekarzy...


Podlinnik robiłam sama, choć bardzo mocno wzorowałam się na innych ikonach z archaniołami znalezionymi w internecie... Złocenia, dalej stanowią dla mnie nie lada wyzwanie, ale chyba nabieram wprawy...



Właściwie, mam już plany na kolejną ikonę (marzy mi się Chrystus Pantokrator dla Ciotki), ale puki co muszę zaopatrzyć się w deski. Odczuwam też brak wiedzy, na temat zasad rysunku (proporcje ciała do twarzy) i dokładnej symboliki kolorów- sieć na ten temat coś wspomina, ale dość lakonicznie... Nawet zaopatrzyłam się w kilka książek, ale z całego pakietu tylko jedna jest dość użyteczna.... Na marginesie dodam, że gdyby ktoś poszukiwał informacji na temat ikonopisarstwa i zastanawiał się nad książką pt. "Malujemy ikony" - strata pieniędzy, już sam tytuł był dla mnie podejrzany i jak się okazało słusznie... wszystko co jest w książce (a nawet więcej) można bez trudu wygooglować... cóż pakiety nie zawsze są korzystne...

wtorek, 2 czerwca 2015

Stokrotka i róża...

To nie jest tak, że ja te nazwy ostatnim serwetom wymyśliłam, to po prostu nazwy wzorów z gazetki wydanej w 92 roku o której wspominałam już nie raz... Dziś przyszła kolej na następne dwa kwiatki...

to może chronologicznie....
Stokrotka...



Wydziergana z Arii (Ariadny) bo moja ulubiona Myra już się skończyła, poszło na nią ok 30g. Połączenie drutów i szydełka w tym wzorze spodobało mi się, ale wygląda najlepiej w gazetce... jestem tak kiepską szydełkującą, że w 4 okrążeniach łańcuszka, pomyliłam się aż 2 razy.... zorientowałam się ju po zakończeniu i blokowaniu... zostało...

I ostatnia najnowsza róża...


Również wykonana z Arii i jeśli wierzyć zapiskom na ravelry, takiej samej wagi.... Wielkościowo też powinna być podobna ( użyta tu filiżanka jest sporo większa od poprzedniej), choć nie mam jak tego sprawdzić.


A tymczasem...


Kolejny mój storczyk daje czadu... w chwili obecnej  (zdjęcie robione jakiś czas temu) większość pączków ma rozwiniętych, a kwiatki miejscami tłoczą się jak głupie, cieszy mnie ta obfitość, nie powiem, zwłaszcza, że jeszcze jeden, nie kwitnący, postanowił się wegetatywnie rozmnożyć, nowo rosnąca roślina, ma już dwa korzonki, 2 listki i trzeci wyrasta... z niecierpliwością i nadzieją czekam aż wyrośnie mu więcej korzonków, żebym do mogła odciąć z pędu i przesadzić na swoje...


"Pisze się" też Archanioł, ale to temat na odrębnego posta... za jakiś czas...