środa, 21 grudnia 2016

Czasowa czarna dziura

U mnie bez zmian, żyję, pracuję,  dziergam lub wręcz przeciwnie, trochę maluję i absolutnie nie mam czasu na robienie zdjęć i pisanie postów.....
Cały czas mam jeden sweter do pokazania i jeszcze 3, w różnym stopniu rozgrzebane... Skończony sweter musi przez jeszcze jakiś czas zostać  tajemnicą, dziś zajrzałam tu tylko na chwilkę aby złożyć Wam czytelnicy świąteczne życzenia...

Zatem

Prosto z serca najlepsze życzenia
Mogłabym długo wymieniac  zdrowia szczęścia i radości...
i tego oczywiście wszystkim życzę,  ale przede wszystkim,
pokoju, poczujcie pokój w sercach, a może jeśli będzie  nas odpowiednio dużo,  ten pokój się zadzieje.....




Zdjęcie nie najlepszej jakości,  oczywiście robione w biegu  w złym świetle,  to moja ostatnia karteczka świąteczna....


piątek, 2 grudnia 2016

Wodolejstwo

Działam, a na blogu cisza, w listopadzie jeden post, w ogóle wpadłam w jakiś niebezpieczny rytm jednego posta na miesiąc, oj chyba trzeba będzie jakieś postanowienia noworoczne podjąć ;)
Działam i z tego rozpędu nie mam czasu na zrobienie zdjęć.
Dziś znowu będzie temat świąteczny, ale nie będzie ani jednego słupka, będą za to efekt mojego chlapania akwarelą. Zmalowałam kilka miniaturek z przeznaczeniem na kartki świąteczne. Dominuje temat "cudnego zimowego świata" jak to się ładnie z angielska nazywa, choć  jedna poinsecja się też się znalazła, źródło inspiracji bije oczywiście w internecie. Zdjęcia nie najlepsze, niektórych miniatur już nie posiadam, więc muszę się posiłkować tym, co zaraz po procesie powstawania wrzucałam do instagramu (tak... posiadam, rozkręcam się).








Zdjęcia pokazuję w kolejności chronologicznej, więc być może ktoś patrząc na nie zauważa jakiś delikatny progres, wiele się jeszcze muszę nauczyć, czasem (zwłaszcza przy większych pracach) mam ochotę cisnąć nimi w kąt i zająć się wyłącznie farbami kryjącymi, a nawet złapać za znienawidzone akryle, ale po chwilach zwątpienia mówię sobie, że jak inni potrafią cuda wyprawiać, to może ja po odpowiedniej ilości praktyki, może będę w stanie namalować coś porządnego....



środa, 9 listopada 2016

Uwaga! biję po oczach...

... można nie trafić do domu...

Dziś byłam m. in. w centrum handlowym, a tam, wiadomo, choinki, lampki, łańcuchy itp. Nawet w jednym sklepie z zabawkami cichutko, nienachalnie sączy się jingle bells...
Skoro może centrum handlowe, mogę i ja, bo przecież jak co roku robię ozdoby, aby podarować bliskim w odpowiednim czasie.
Osoby wrażliwe okulistycznie uprasza się o nieoglądanie, będzie kolorowo jak na jarmarku, czy w kalejdoskopie, będzie też zatrzęsienie zdjęć, bo pokażę, prawie wszystko co z mamą do tej pory wyprodukowałyśmy....


Kolor zupełnie od czapy, piękny miętowy odcień można zobaczyć na rav, lub na instagramie





Produkcja trwa od września i jest to praca zbiorowa, moja i Mamy. Mama jest moim pierwszym "sukcesem pedagogicznym" i jak widać idzie jej świetnie, jej bombki, zaznaczone są kordonkiem na zawieszce i w niektórych szóstkach jest jest więcej tych ze sznureczkami niż bez. Mama podeszła do sprawy strategicznie, wiedząc, że każdy obdarowany dostanie jedną sztukę, w kółko powtarzała te same wzory, co pozwoliło jej się ich nauczyć na pamięć i nabrać rozpędu... Ja, jak to ja nie lubię powtarzać tych samych wzorów i starałam się je powtarzać, co najwyżej w innych kolorach.

Wiem, że zdjęć jest bardzo dużo, ale mogę sobie odmówić przyjemności, pokazania ich wszystkich razem w jednym kadrze.....


Widać jedno puste miejsce, stłukłam, na samym końcu, byłaby jeszcze jedna z czarną koronką.... w sumie to aż dziw, że stłukłam tylko jedną....

To nie jest wszystko, ani koniec produkcji, w szafie z porcelaną pląta się jeszcze kilka sztuk, takich nie od kompletu (resztki z tamtego roku), dziś jeszcze kilka kupiłyśmy, bo jakoś lista osób "do obdarowania" ciągle się poszerza, ale to już nie będą jakieś zastraszające ilości. Te 35 sztuk, to główna część tegorocznego urobku.
Pozdrawiam

niedziela, 30 października 2016

Kurz i pajęczyny

Tak dawno nic nie pisałam i tu nie zaglądałam, ze można by pomyśleć, że całkiem zapomniałam o własnym blogu, albo połamałam wszystkie kończyny i nic nie wytwarzam....
Nic z tych rzeczy, na szczęście (zwłaszcza w kontekście kończyn), działam dużo, czasami ścigam się z czasem i właśnie z powodu tego czasu, a raczej jego braku, nic nie publikuję.

Jak już odkurzać to na całego, czemu nie wymieść zaległego  projektu, skończonego uwaga, uwaga, w lutym....


 Tradycyjnie zdjęcie z najbardziej robótkowym psem na świecie, chociaż samo zdjęcie może nie jest bardzo robótkowe...


Sweter powstał z alpaki dropsa, jakoś nie mogę się oprzeć świetom alpaki ( w tym  roku zakupiłam limę), robótka była bardzo spontaniczna, bez wzoru, bez dokładnych notatek.
Konstrukcja jest taka, najpierw powstała zielona część tułowia, od dołu, potem nabrałam oczka naookoło i zaczęła dziergać brzeg. Tu nastąpiła mała huśtawka emocjonalna, bo w pierwszej wersji brzeg miał być wydziergany z mojego suri, ale nie wyglądało. Wobec tego, że owsiankowy BFL, wyciągnięty  z szuflady jako lekarstwo na suri, również nie wyglądał, zakupiłam motek grafitowej alpaki z dropsa, no i teraz musiało już zagrać....
Aby urozmaicić całość, tyły kieszonek również wydziergałam w kontrastowym kolorze...
Ostatecznie, trochę źle obliczyłam rozmiar i plisa musiała wyjść taka szeroka, a sweter jest bardzo dopasowany, ale przyjmijmy, że tak miało być....


Z tyłu jest zupełnie prosto. Rękawy dla wygody, dziergałam od pachy w dół, od dawna nie dziergałam rękawów z główką innym sposobem...



I na dzisiaj to tyle, jak widać mam jeszcze nową czapkę, ale to już następnym razem, z kominem w komplecie. Następne posty mogą też zawierać tematy bożonarodzeniowe, ale to już będzie po  1 listopada, więc nie wyprzedzę supermarketów ;)

niedziela, 18 września 2016

Dobry Pasterz

Pisałam już o tym, w poprzednim poście z ikonami, że moje ikony często wędrują do bliskich.
Dziś Prezent, dla mojej kuzynki, ikona Jezusa Dobrego Pasterza. Wizerunek wybrałyśmy razem, jest to patron parafii Asi i jej rodziny...


Wśród wielu wizerunków, na których Jezus trzyma owieczkę na ramionach, ale owieczka na nich wydawała nam się mało żywotna, dlatego zdecydowałyśmy, że owieczka będzie trzymana w ramionach.


Ikona przypadła nowym właścicielom do gustu, co mnie oczywiście bardzo cieszy i już znalazła swoje miejsce na ścianie.

poniedziałek, 5 września 2016

Za plecami

Jak tak dalej pójdzie, jesień zagości na dobre, a ja dalej nie pokażę ostatniej letniej bluzki... Tak długi czas oczekiwania, ma tylko tę zaletę, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nosi się dobrze....

Pomysł na bluzkę zrodził się z zachwytu nad jednym z wzorów vogue knitting, już pisałam, że projekty VK szalenie mi się podobają, ale mało który wydziergałabym tak wprost, oczko w oczko... Top który mi się tak spodobał zobaczyłam po raz pierwszy u Gosi. Przypomniałam sobie o nim tego lata i postanowiłam spróbować wydziergać coś na podobę...

Moja bluzka ma jednak prostszy ażur, zapożyczony z szala  Intenso Lace Shawl  autorstwa Aliny Appasov.



Dziergałam tak jak zwykle, bezszwowo i oddolnie, a z lenistwa rękawy po nabraniu oczek z pach, w dół, w sumie odwrócenie wzoru nie jest bardzo widoczne, nie razi. Oddzielenie dżerseju i ażuru, uzyskałam przekładając warkocz z 2 oczek... Linię dekoltu wykończyłam icordem...



I w zasadzie to już koniec mojego letniego dziergania, teraz to już mi w głowie jesienno-zimowe swetrzyska, jedno powstaje z pieśców, a na drugie się przędzie....

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Klasyka gatunku

Miałam przyjemność (po raz kolejny) testować wzór na skarpetki dla Iwonki...
Poszło gładko i dzierganie tych skarpet było wielką frajdą, a kontakt z Iwonką jak zwykle w takich sytuacjach właściwie na bieżąco co bardzo ułatwiało sprawę.
Iwonka zaprojektowała wzór tak, aby palce i pięta były w kontrastowym kolorze, co świetnie ożywia całość i wraz z ozdobną stopą i cholewką świetnie się uzupełnia, ażur w części głównej skarpet powoduje, że ten wzór jest raczej dedykowany dla włóczek jednolitych, lub nieprzesadnie pstrokatych...


Ja postawiłam na bardzo typowe zestawienie, szarości i czerwieni, można powiedzieć klasyka gatunku, ale malinowy odcień dropsowego fabelka, powoduje, że nie jest bardzo nudno, szarość jest phildarowska. Włóczki to "resztki" po dzierganym na początku wiosny  swetrze, więc mam komplet....


Wzór jest już dostępny na ravelry i w sklepiku Iwony Eriksson- This is Halloween socks.
Jest bardzo prosty- po jednym przerobieniu dziergałam z pamięci, pięta jest robiona niemieckimi rzędami skróconymi, dla tych co nie umieją (tak jak ja przed testem) Iwonka przygotowała stosowny film z instruktażem.  Wzór ma też taką zaletę, że całość motywu powtarza się po niewielkiej liczbie okrążeń, dzięki temu, przy moich maleńkich stopach nie musiałam obcinać wzoru na stopie, to samo tyczy się długości cholewki, można swobodnie dostosować jej długość.
Kolory chyba najprawdziwsze na "płaskim" zdjęciu.


I to wszystko na dzisiaj, miłego świętowania....


czwartek, 4 sierpnia 2016

Pieśce....

Rzecz tylko pozornie będzie o lisach (choć Ci co znają mnie znają bliżej, wiedzą że mam darzę te zwierząta sympatią)...
Kiedy Karina wspomniała o czesance lisa polarnego, od razu wiedziałam, że muszę jej spróbować, nawet jeśli tylko piesiec jest w nazwie i kolorze, a w DNA czesanka ma najprawdziwszą owcę, prosto z Islandii...
Czesankę oczywiście nabyłam, potem długo leżała, potem zaczęłam prząść, a szło mi bardzo, wolno... Zaczęłam prząść pod metraż okołoskarpetkowy, z myślą o tym wzorze, jako kolor kontrastowy, miał wystąpić brązowy BFL, który w dużej ilości pozostał mi po nelumbo.... Niestety po pierwszym motku okazało się, że owszem włóczki metrażowo przystają ale, w charakterach są totalnie różne (BFL był znacznie bardziej puchaty), mieszać tej pięknej kości słoniowej, z jakąś typowo skarpetkową włóczką, trochę się bałam...., tak więc sweter prządki powstał z fabrycznych włóczek (pokażę kiedyś obiecuję), a ja niespiesznie przędłam sobie pieścowe motki, ostatni powstał w tegorocznym Tour de fleece....



Wszystkie motki to włóczka 3ply navajo, w każdym ponad 400m włóczki, różnie ponad, ale nie są to jakieś wielkie różnice...

No ale, żeby na jednej włóczce nie skończyć, to teraz będzie czekoladka... a w tej roli mój ukochany szetland....




Motek również powstał w niedawno zakończonym tourze, to również włóczka przędziona na sposób łańcuszkowy, mierzy 350m w 100g... Na razie jedynak, ale będzie miał braci, najwięcej czarnych, ale i szary i jeszcze białasek  się znajdzie...

No i jeszcze rzutem na taśmę upchnę skarpetki... zrobiłam sobie, takie gładkie, zwykłe, za to mieniące się wszystkimi kolorami tęczy...



Włóczka to zitron trekking xxl- gdy ją ujrzałam,  nie mogłam nie kupić (kolory prawdziwsze na "płaskim" zdjęciu).
I to już chyba tyle, więcej do tego posta nie upchnę...

poniedziałek, 4 lipca 2016

Spadochron...

Nie broń Boże nie jestem miłośniczką sportów ekstremalnych, zdecydowanie wolę czuć grunt pod stopami...
Spadochron w kontekście ubraniowym, oznacza spory kawałek dzianiny. Ale spadochron, także dlatego, że jednak pozwolił mi bezpiecznie wylądować po nietrafionym zakupie włóczki....

Nie to żebym do jakości "Miss Alize" coś konkretnego miała, wręcz przeciwnie, jest niezła bawełna i powinna się dobrze nosić bo merceryzowana, ale cienizna, no cienizna że serwety dziergam z grubszych kordonków często. Jednak zakupy w internecie, mają to do siebie, że nie zawsze, kiedy człowiek patrzy na podaną ilość metrów w motku umie sobie wyobrazić, jakiego kalibru będzie do włóczka... Pechowo wymyśliłam sobie bluzkę przy ciele z fikuśnymi ażurkowymi plecami, a tu, cały ściągacz i dżersej i w ogóle dzianina sama z siebie była ażurkowa niczym mgiełka....
Powstał pomysł, aby jednak wydziergać serwetę, ale kto kładzie czarne serwety?
I wtedy pomyślałam, że trzeba po prostu wykorzystać mgiełkowatość tej dzianiny i takie przezroczystości sprawdza się w luźnym topie, zakładanym na  koszulkę na ramiączkach. Świetnym zbiegiem okoliczności, zobaczyłam na ravelry natsumi w wykonaniu Gosik  a, że od dawna ten wzór ogromnie mi się podobał, pomyślałam, raz kozie śmierć.

Dziergałam po partyzancku, bez zakupionego wzoru, kierując się tylko zdjęciami, ale umówmy się, przecież nie musi być identyczny. Ponieważ odkąd nauczyłam się porządnie trzymać druty  w rękach bałam się ubrań dzierganych od rękawa do rękawa- mama mi zawsze powtarzała, że takie swetry nie wychodzą, postanowiłam sobie zrobić wykrój. Krawcowa ze mnie również żadna i na tworzeniu form, czy to krawieckich czy to dziewiarskich, absolutnie się nie znam, zrobiłam to typowo na chłopski rozum.  Położyłam bawełnianą koszulkę na papierze, obrysowałam, dodałam sobie w tych miejscach po kilka cm, tak na czuja, złożyłam na pół w środku i ciach. A potem to już szło powiedzmy gładko, było trochę podpruwania, ale tylko na początku.



Uzupełniając jeszcze dane techniczne, powtórzę, że to top to  Natsumi autorstwa Yoko Hatta, dziergałam na drutach 2mm, ale poszło mi zadziwiająco sprawnie.




Jak widać na załączonym obrazku tęcza obrasta szybciutko, choć ekspansywność obu bluszczy jest nierówna i boimy się z mamą, że ten ciemny zdominuje konstrukcję całkowicie.

wtorek, 28 czerwca 2016

Ostatnie ikony

Odkąd piszę ikony, często daję je moim bliski jako prezenty, najczęściej imieninowe. Dziś pokażę dwie ukończone ostatnio...
Pierwsza to Eleusa ( Matka Boska miłująca), to grupa ikon mająca podkreślać relację między Matką Boską i Jezusem...



Zdjęcia niestety nie są dobrej jakości, robiłam je już prawie o zmroku, a następnego dnia ikona została podarowana.


Druga ikona to również Matka Boska, tym razem, pisałam na podstawie Matki Boskiej Ostrobramskiej, jeśli wierzyć internetowi, właśnie tak wygląda pod sukienką ze szlachetnego kruszcu.


Następny post być może będzie dziergany.

wtorek, 14 czerwca 2016

Rdza oblazła mi stół...

Powody dla których dziewiarka zaczyna jakiś projekt bywają różne.... ja na przykład znalazłam, podczas porządków, 3 motki rudego kordonka, zakupionego dawno temu i prawdę mówiąc, nie wiem po co... Znalazłam, to się nie może poniewierać bezczynnie...


Po wzór sięgnęłam do sławetnej gazety z 92giego roku, trzeba przyznać, że wzory tam umieszczone są naprawdę misterne, co czasem się wiąże z trenowaniem zdolności ekwilibrystycznych ( na przykład 15oczek z 3narzutów). Wzór jest tak rozpisany, że brzegi się ciut falują (to te 15 narzutów), ale serweta prezentuje się nie najgorzej....



Użyłam kordonka yarnart violet, fajny, ale chyba nie kupie więcej- cieniutki... poszło mi 2 motki i trzeciego dosłownie na pikotki.... ciekawe- co zrobię z takiego napoczętego...


Całkiem niedawno, wypadło mi podarować prezent od serca, wypadło całkiem niespodziewanie i całe szczęście miałam co podarować,  nie mniej, aby na przyszłość uniknąć stresu, postanowiłam, że pomiędzy planowymi projektami, natrzaskam sobie serwet w każdym rozmiarze, od maleńkich po ogromne, aby gdy zajdzie potrzeba, po prostu wyjąć z szafy i dać, a nie zastanawiać się co tu zrobić.... Całkiem możliwe, że dzisiejsza doczeka się niebawem powtórki w bieli lub ecru...

piątek, 3 czerwca 2016

Dziecku odmówisz?!

Jakiś czas temu pokazywałam obrazek ze śpiącymi kociętami bengalskimi, który zgłosiłam do konkursu na facebooku... Nie zdobyłam co prawda żadnej nagrody, ale wiem, że głosowały osoby które jakoś mogę powiązać z blogiem- bardzo dziękuję. Konkurencja była ogromna, a dzieła wygrane zacne, nie ma więc rozstrzygnięto sprawiedliwie. Kocięta te i jeszcze jedno innej rasy już chwilę zamieszkały w domu docelowym.


Kocięta powstały, na fali zachwytu nad pokazywanymi niedawno mopsami, moi siostrzeńcy gdy zobaczyli tamte obrazki, piszczeli (podobno- nie było mnie przy tym) i powtarzali, że te pieski "są takie słodkie", a przy pierwszym spotkaniu, Katarzynka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Ciociu, a namalujesz mi kotka? śpiącego takiego słodkiego? No jakże bym mogła odmówić takiej prośbie, zwłaszcza, że padło zapewnienie, ze poczeka tyle ile będzie trzeba. Kiedy zabierałam się do pracy, ogarnęło mnie zdziwienie, bo żaden śpiący kotek, nie skradł dostatecznie mojego serca, a jest ich na pintereście przecież od groma... ostatecznie padło na zdjęcie dwóch kociąt bengalskich, Katarzynka zaakceptowała.... ja jeśli mam podsumować jakoś obrazek, to powiem, że  najbardziej jestem zadowolona z guzików w kanapie, serio!
Oczywiście nie jestem aż tak wyrodną ciotką, żeby zrobić obrazek tylko jednemu z rodzeństwa, z resztą mój chrześniak, Kacper, był postawiony w nieco lepszej sytuacji... kiedy pokazywałam Kasi zdjęcie pierwowzoru do akceptacji, Kacper zaciekawiony całą tablicą na pintereście, wybrał sobie wcale nie śpiące kocię main coona...


Co prawda niektórzy z oglądających te obrazki przed dziećmi, stwierdzili, że to nie main coon, ale norweski leśny, a mniejsza... większość mówi, że main coon ładniejszy, ja nie wiem, wydaje mi się, że one są różne po prostu i nie ma co ich porównywać, może też mam sentyment do bengali, bo wybrałam je sama, a main coon został mi zadany...
U Pana od oprawy, jak zwykle był wielki dylemat, każdy miał swoją wizję: Pan, ja i organ doradczy w postaci mojej mamy, suma summarum, wyszło dość spokojnie, ale nie zabiło obrazków mam wrażenie.... Pan gdy usłyszał, że to na prezent dla dzieci (a było jeszcze gruuuuubo przed dniem dziecka) uwinął się w dwa dni.... Dzieci oczywiście się ucieszyły i oczywiście dostały swoje zamówione obrazki zaraz tych dwóch dniach...


niedziela, 29 maja 2016

Jeśli nie wiesz co zrobić... zrób skarpetki....

Ostatni miesiąc niektórym upływa pod znakiem skarpetek... którym, niektórym? Ano między innymi mnie, oraz części dziewiarek z polskiej grupy na ravelry..... Zorganizowałyśmy sobie tam skarpetkowy KAL, część osób chciało po prostu się nauczyć dziergać skarpetki, a pozostałe uczestniczki.... no umówmy się - każdy powód jest dobry aby zrobić skarpetki....
Za moje KALowe wyzwanie  postawiłam sobie wzór, który miałam w planach od dawna i nawet włóczkę na nie miałam przygotowane, tyle że ciągle coś, ale teraz wreszcie postanowiłam je zrobić.


Oryginalny wzór   Traveling Stitch Legwarmers autorsta Lisy R. Myer, to nie skarpetki, a getry, ale przecież, prawdziwa skarpetocholiczka takiego detalu się nie zlęknie.  Z momencie planowania, rozkładu jazdy, doszło do wielu modyfikacji, wymuszonych częściowo konstrukcją skarpety , a częściowo tym, że moje nogi w niczym nie przypominają tej baletnicy z okładki i sporo plecionek po prostu wypadło.


W ramach euforii dziergania barokowych  plecionek nie przewidziałam, że po dojechaniu do pięt, trzeba będzie te zakrętasy dziergać tam i z powrotem, co już takie fajne nie było.


Jeszcze na początku, aby sobie trochę ułatwić życie, zdecydowałam, że przód będzie gładki, ale pomimo że nogi mam krótkie, powtarzałam tę gładkość z przodu, dostatecznie długo, żeby mi się to znudziło, dlatego też, na stopach jakieś plecionki się pojawiły.


No cóż, teraz po obfoceniu, spokojnie poczekają sobie na zimę, bo taka długość skarpetek  nadaje się tylko na zimę....
A KAL potrwa do połowy czerwca, można jeszcze dołączyć ;)

niedziela, 22 maja 2016

Kwiatki, te pokaźne i całkiem maleńkie..

Nie mam dziś ładnych zdjęć, większość robiona we względnym pośpiechu, bez dopracowanej aranżacji, ale w kwestii nie powiększania zaległości, postanowiłam pisać już.
Na pierwszy ogień niestosownie do pory roku, zimowa róża:




Serweta wydziergana jest wg wzoru Winter Rose  autorstwa MMario, jak widać jest spora- stół ma 120cm długości. Użyłam kordonka firmy ispe padova- to moje pierwsze spotkanie z tym kordonkiem i nie ostatnie, najbardziej lubię w nim 250 gramowe motki, można kupić kulkę i mieć tej wielkości serwetę (poszło mi na nią 220g).
 Środek dziergało się bardzo przyjemnie, ale border, dał mi popalić...


MMario ma w swojej kolekcji wzorów róże z wszystkich pór roku i szczerze mówiąc już kusi mnie do złego ;)

A na koniec kwiatuszek w wersji mini, powód prozaiczny, potrzebowałam zakładki do książek, więc chwyciłam za czółenko...


Wzór znalazłam na pintereście, supłało się nawet szybko... kordonek to jakaś przedpotopowa resztka, która może pamiętać jeszcze PRL...
Miłej niedzieli