niedziela, 23 grudnia 2018

Niech sobie pada

 Co prawda prognozy nie są optymistyczne, do świąt ma stopnieć to co jest...
Trudno się mówi, nie mamy przecież na to wpływu, możemy jedynie wyprodukować sobie ten nieco trwalszy bawełniany śnieg....







A z okazji nadchodzących  świąt życzę wszystkim

Radości
poczujmy wszyscy taką dziecięcą radość
niezależną od niczego
cieszmy się życiem 
i sobą nawzajem
Pokoju
przede wszystkim w naszych sercach
może jeśli poczujemy pokój w sobie
ten pokój się zadzieje.

wtorek, 20 listopada 2018

Pierwsze śniegi...

Każdy rękodzielnik, który robi  ozdoby choinkowe, lub prezenty świąteczne, o tej porze roku jest w tym temacie już bardzo zaawansowany. Nie inaczej jest u mnie, w tym roku namiętnie supłam śnieżynki.



Spodobał mi się ten wzór, świeżynek więc powstało 25, po takiej liczbie stwierdziłam, że czas na zmiany...


Z tym wzorem wręcz przeciwnie, mimo iż nie jest on specjalnie trudny, prraktycznie w każdej sztuce się myliłam, wiec nie było sensu się męczyć,  serce też mi nie podeszło.
Za to ten, który na zdjęciu robimy z kocurem (bijącym wszelkie rekordy wagi, ustanowione przez siebie), jest bardzo prosty i supła mi się go szybko, choć, jeszcze ani jednej nie wykrochmaliłam.


A żeby kocur nie czuł się samotny, pochwalę się kartką jaką zmalowałam dla siostrzenicy..


Kartka oczywiście zyskała "dupkę" i wkład w postaci życzeń i spodobała się małej jubilatce, ale miałam ułatwione zadanie, Kasia jest wielbicielką kotów.

środa, 24 października 2018

Jakieś widoki...

Dawno nie pokazywałam co tam u mnie w akwareli piszczy, a od czasu do czasu coś tam produkuję.
Najlepiej wychodzą mi chyba pejzaże, chyba nadszedł czas, aby pokazać,  co do tej pory namalowalam, choć to nie będzie wszystko



Brzozy , z ktorych nie jestem do końca zadowolona, ten obrazek powstał w ramach poszukiwania papieru idealnego i chyba gładki papier nie jest dla mnie idealny, jest trudny....
W tym miejscu powinien pojawić się jeszcze jeden obraz - malowany widoczek ze zdjęcia zrobionego w Gent, ale w swoim internetowym archiwum, mam tylko zdjęcie w sztucznym świetle, a w obecnej aurze, nie jest możliwe aby zrobić dobre zdjęcie-  zatem prezentacja nastąpi kiedyś.


Przy okazji, jeśli nie mówiłam, zdradzę patent na świetną i tanią paletę porcelanową- to talerz do jajek. Pomysł podejrzany na jakimś akwarelowym forum, godny rozprzestrzenienia, paleta z talerza świetna, dołki na mieszanie kolorów są głębokie, no i domywa się bez problemu- moja plastikowa paleta wbudowana w kasetę w farbami niestety już zaszła kolorami i nie  jest biała a to czasem utrudnia dobranie koloru. Wysyp tych "palet" w naprawdę dobrych cenach  i wszystkich nawet małych sklepikach jest co roku w okolicach Wielkanocy...


 Ten widoczek jest ostatni i jestem z niego zadowolona, chyba. Zauważyłam, że im mniej dbam o detale, tym lepszy jest efekt końcowy- oczywiście sprawdzi się to tylko w niektórych tematach.


Na koniec coś nowego- postanowiłam sobie sprawić prezent- notatnik z kartkami do akwareli, tak aby malować małe niekoniecznie powazne obrazki czy szkice, aby nie musiec zdzierać zaczętego obrazu (obraz do malowania naklejam na deskę, aby papier mniej sie marszczył), aby namalować coś pod wpływem impulsu, a przy okazji żeby móc zobaczyć ewentualne postępy.

piątek, 19 października 2018

Kocyk

To  już drugi kocyk w mojej dziewiarskiej karierze...

Znajoma poprosiła mnie o wydzierganie kocyka dla bobasa, a wiadomo jeśli się odmówi ciężarnej, można skończyć jak król Popiel (żart).





Wzór wybrała zamawiająca-  B31-5 Little Dreams DROPSa, fajny, ale gdybym miała go robić jeszcze raz to zmodyfikowałabym go- nie wiadomo czemu autor wymyślił, że wzór będzie przerabiany po lewej stronie, a prawa to same oczka prawe.... wolę sytuację, gdzie narzuty i spuszczanie oczek jest po prawej, bo zwyczajnie łatwiej jest się nie pomylić...
Włóczka też jest dropsowa (baby merino), także wybór zamawiającej, choć za moją sugestią, kolor bardzo mi się podoba, szczerze, wolę ten mocny radosny kolor, niż wszechobecne mdłe pastele...


Na koniec zdjęcie z pomocnikiem, choć przy tej  robótce go izolowałam jak mogłam, żeby potem dziecko jego kudłów nie musiało wąchać ;) Oczywiście kocyk prany przed oddaniem...





środa, 19 września 2018

Port Charlotte

Powszechnie znana jest moja miłość do wzorów autorstwa Kate Davies, choć tym razem sweter mocno inspirowany jej  wzorem był wynikiem przypadku a nie prze przemyślanym wyborem,
Zaczęło się od włóczkowych zakupów kupiłam kilka motków zitron trecking xxl, kolory tych motków zachwyciły mnie tak bardzo, że szkoda mi było przerobić je na skarpety. Zapadła decyzja o zrobieniu swetra, na początku zabrałam się za robotę bez konkretnego planu i wizji efektu końcowego, wiedziałam tylko że sweter ma być spokojny, z jakimś elementem dekoracyjnym, najlepiej wokół dekoltu...
Po kilkakrotnym przejrzeniu ravelry, stwierdziłam że Port Charlotte wg Kate Davies to jest coś czemu oprzeć się nie mogę i chociaż nie mam wzoru, to spróbuję zrobić coś podobnego.
Po wyborze wzoru zaczął się problem z wyborem koloru kontrastowego. Ostatecznie padło na resztki mojego uprzędu na skarpetki dla taty, które zyskały wdzięczną nazwę "Trudau". Kontrast mimo iż duży, jest całkiem zgrabny moim zdaniem, a połączenie dwóch niejednolicie ufarbowanych włóczek, którego się obawiałam, nie razi.
Ale dosyć gadania....




Na zdjęcia jak zwykle nie było czasu, dlatego też w zasadzie wszystkie są z jednego ujęcia, ale mimo to nie odmówię sobie jeszcze jednego, zobaczcie jak gorczyca urosła....


Jeszcze na koniec zbliżenie, to zdjęcie chyba już pokazywałam, ale na nim kolory są najbardziej prawdziwe...



środa, 5 września 2018

Romantycznie

Zupełnie niechronologicznie, ale przynajmniej w kontynuacji do poprzedniego posta, nastąpi prezentacja skończonej ostatnio chusty...
Podczas dziergania miałam niesamowitego yarn chicken'a, bo już widziałam, że nie starczy i wiedziałam, że nawet jeśli mogę powtórzyć przędzenie, to na pewno nie dam rady powtórzyć farbowania... Włóczki zabrakło, ale na szczęście na tyle późno, że efekt końcowy nie został zdeformowany.


Jak widać i chusta wyszła słusznych rozmiarów.... Będzie się czym opatulić jak już chłody przyjdą



Użyłam wzoru Like an Ocean autorstwa Iwona Eriksson i jestem nim oczarowana, niby prosty (w istocie tez prosty, bo głównie francuski) a bardzo przemyślany, jest w nim wiele zabiegów technicznych, które z pozoru wstawione "nie wiadomo po co", a tak naprawdę mają wielki wpływ na wygląd końcowy, lub ułatwiają dziewiarce życie.... Jest to też chusta z tych, które można wyprać/ namoczyć, a potem odcisnąć i powiesić na sznurku i blokowanie mamy z głowy- dla mnie bomba....


Musze powiedzieć także że bardzo podobają mi się kolory włóczki, na poniższym zdjęciu są najwierniej pokazane....


Zdjęcia robione były z doskoku, wiało wtedy strasznie, sukienka założona z innej okazji, ale wyszło tak jakoś niczym z powieści Jane Austen, stąd i tytuł posta. Dodam jeszcze, że cała roślinność na zdjęciach, jest trzymana nie tylko, lub głównie nie dla przyjemności naszej, tylko pszczelej. Pszczoły kochają astry i są dla nich cennym źródłem białka na końcu sezonu, gorczyca (żółte pole) została najpierw wysiana dla nich, a po zebraniu nasion, wysiana ponownie, teraz korzystają pszczoły, a później zostanie to zaorane w celu użyźnienia gleby.

Na publikację czeka sweter, ale nie mogę się zmobilizować zrobić zdjęcia, bo albo za gorąco, albo nie ma czasu. Na razie mały przedsmak


Jeśli ktoś widzi w tej zajawce styl pewnej szkockiej projektantki- to nie myli się....



wtorek, 7 sierpnia 2018

Jeden jedyny

Ostatnio bardzo mało przędę, po prostu nie mam czasu, miałam nadzieję, że Tour de fleece będzie miłą odmianą i pozwoli mi choć trochę pokręcić, ale wiadomo czyją matką jest nadzieja...
Zaczęłam kilka dni później i to nie od samego przędzenia, a farbowania, potem czekałam aż wyschnie i w efekcie, wynikiem mojego całego wyścigu jest jeden moteczek, no cóż może w przyszłym roku będzie lepiej....
Ale od początku zaczynając od farbowania, które było eksperymentalne i które uważam za udane....



Muszę przyznać ze polubiłam farbowanie w garnku z wodą, przestałam się go bać i o ile decyduję się na eksperyment, a nie mam zamierzonego efektu, to taki garnek z niespodzianką jest fajny...


Chwilę się zastanawiałam, jak to prząść, ale stwierdziłam że przy jednym motku najlepszym wyjściem będzie nie za grube 2ply, kusiło mnie na fraktal nie powiem, ostatecznie jednak wybrałam przędzenie w singli z tego samego końca....



Całość mierzy sobie 410m w 100g, kolory mimo starań na zdjęciu nie wyszły najlepiej, najbardziej prawdziwe jest zdjęcie w czesance i w dzianinie, które za chwilę, nie mogłam się doczekać, jak będzie ta włóczka wyglądać w dzianinie, więc zaczęłam chustę....



czwartek, 19 lipca 2018

Lato

I znowu dlugo nic nie napisałam, a na dodatek dzisiejszy post zupełnie nie w temacie bloga, ale biorąc pod uwagę dzisiejszą szaroburą pogodę, trochę slońca nawet na zdjeciach, wszystkim nam się  przyda....

W roli modelek pszczoły,  kwiaty w roli ścianek...









Ale żeby tak całkiem bez dzianiny nie było,  to na koniec, ostatnio wydziergana serweta, w zasadzie powstały takie dwie, jedna po drugiej, zdążyłam obfocić tylko jedną, obie już są podarowane, a obdarowane osoby bardzo się ucieszyły...




poniedziałek, 21 maja 2018

Sztuka uliczna

Miałam pisać zupełnie o czymś innym, nawet jeden post leży przygotowany w kolejce, ale dziś na szybko, aby dobrze wpaść w rytm, a o dziewiarstwie będzie może następnym razem.
Dziś będzie poniekąd o pszczołach, a raczej, jak to mój chrześniak powiedział o "pszczelim osiedlu"...

Gdy zamówiłam pierwszą rodzinkę w zeszłym roku, musiałam też kupić ul- decyzja padła na drewniany ocieplany styropianem. Jak wiadomo każde hobby potrafi pochłonąć właściwie nieogeaniczoną ilość środków finansowych, ale też każdy hobbysta lubi coś zaoszczędzić jeśli się da. Po przywiezieniu pierwszego ula, mój tata stwierdził, że następne zrobił sam.
Jak powiedział tak zrobił,  zbudował 4 ule, które w zasadzie są kompatybilne z tym kupionym i czekają na nowe rodzinki, które mam nadzieję niebawem przywiozę.
Farby na ule wybierałam ja, wybór był trudny, bo w grę wchodziły tylko nietoksyczne farby.  Padło na puszeczki w pastelowych odcieniach,  znalazł się też  róż.  Tata na ten róż skrzywił się od razu, mnie jeszcze w formie pogladowego kółka na opakowaniu nie drażnił. Ale gdy pomalowałam nim dwa i pół korpusu, stwierdziłam że takiej powieżchni majtkowego różu na raz, nie zniosę i trzeba będzie jakoś ten róż zamaskować. Powstał więc pomysł zmalowania na tym ulu wielkiej jeżówki.



Stwierdziliśmy wszyscy, że wyszło całkiem zgrabnie i nic nie stoi na przeszkodzie, aby namalować na każdym ulu jakąś roślinę. Na morskim padło na mniszka....



W międzyczasie przeczytałam w mądrej książce, że pszczoły wracające z pożytku wyłączają widzenie barwne, aby zaoszczędzić energię imalowanie uli stojących obok siebie, na rożne kolory nie ma sensu, natomiast ule pomalowane we wzorki są widzianie przez pszczoły i lepiej pomagają im zorientowac się gdzie dokladnie mają wrócić.  Zatem moje malunki nie są tylko fanaberią, ale i mogą być pomocne.
Tata postanowił nie zostawać z tyłu i ozdobił sobie decoupage'em ul (sam wycinał), ktory na jego życzenie został w kolorze naturalnego drewna.



Do ozdobienia zostal jeden ul, w kolorze jasnego błekitu- na razie mam plan na chabry, ale puki co ul stanowi podreczny magazynek ramek.


Pozdrawiam

sobota, 31 marca 2018

Kilka słów

Dziś tylko jedno zdjęcie i kilka słów.



Powinno być więcej,  ale oczywiscie nie zdążyłam,  to nic ważniejsze dzis są słowa....

Pragnę wszystkim złozyć nasjerdeczniejsze życzenia Wielkanocne,
Zdrowych, pogodnych rodzinnych Świąt,
A przede wszystkim nadziei w sercach,
Bo w tych Świetach najwazniejsza jest nadzieja, którą daje nam Zmartwychwstały....
Alleluja....

Pięknej wiosny....



niedziela, 11 marca 2018

A więc wiosna...

Nie mam już siły tłumaczyć się z długotrwałego milczenia, prawda jest taka, że nie nadążam z publikacją, prawda jest też taka, że prościej jest pstryknąć fotę telefonem i wrzucić na instagram lub facebook, niż zrobić porządne zdjęcia, usiąść i napisać posta. Ale dziś nie będzie narzekania, będzie radość i nadzieja...


Moje skrzydlate przyjaciółki ogłosiły wiosnę i to w dzień kobiet 😍.... Jestem bardzo szczęśliwa, bo martwiłam się o nie, głównie, czy wystarczy im zapasów, bo zima była niezmiernie ciepła, jeśli tak patrzeć całościowo. Dziś już po posprzątaniu trupków (w czwartek) i krótkim przeglądzie (dziś), wiem, że dużo ich przeżyło a zapasów mają jeszcze całkiem sporo, oby tak dalej bo pewnie jako pszczelarz się jeszcze nie czuję... Zdążylam też posmakować apiterapii 😁 ciekawe czy faktycznie jad pszczeli pomaga na reumatyzm....

Z robótek wełnianych będą skarpetki i surowce skarpetkowe...... najpierw moje, zaległe oczywiście.... włóczka to zitron trecking xxl, nie pamiętam nr koloru, ale ta tęcza jest nie do pomylenia....


Wzór to  Froot Loop napisany przez Kristi Geraci, zrobiłam już jedne wcześniej i bardzo je lubię....

Nastepna w kolejce jest włóczka na skarpety dla Taty....


Zobrazowanie tego jak chciałam pofarbować, a co mi z tego wyszło pokazuje niezbicie, że wełna czasami wie lepiej.... Surowiec, to oczywiście cheviot z nylonem (75/25) zakupionyu e-welenki, mieszanka jak dla mnie idealna, choć nie jest delikatesowa, a raczej charakterna.



To samo ujęciem ale w zbliżeniu,  być może nie widać,  ale włóczka uzyskała piękny wielowymiarowy kolor, niestety nylon w tej mieszance pozwala dobrze sfotografować te kolory tylko przy idealnym świetle.

W trakcie jak już miałam włoczkę na kołowrotku zgadałam się z Tatą, że poprzednie cheviotowe skarpetki są ciut za zimne, prawdopodobnie po prostu włoczka jest za cienka, bo osiągam metraż fingering i pod taki metraż miałam już zaczętego singla. Postanowiłam więc dokonczyć włóczkę tak jak zamierzałam i dołożyć jakiś motek we wrabianiu. Dołożyłam brunatnego szetlanda, który został mi po ostatnim swetrze yoke i rozrysowałam sobie prosty geometryczny wzór.....



Zdjęcie z początku roboty lepiej pokazuje kolor.



Dzierganie poszło gładko i skarpetki są już skończone, ale oczywiście czasu na zdjecia brakło,  a jak widać na powyższym zdjęciu, bez odpowiedniego światła dobrze ująć tej zieleni się nie da.... Mam nadzieję na zdjęcia w przyszły weekend, mam mieć luźniejszy (powinnam to natychmiast odpukać), o ile nie pójdą już do gumowców.