Rzecz tylko pozornie będzie o lisach (choć Ci co znają mnie znają bliżej, wiedzą że mam darzę te zwierząta sympatią)...
Kiedy Karina wspomniała o czesance lisa polarnego, od razu wiedziałam, że muszę jej spróbować, nawet jeśli tylko piesiec jest w nazwie i kolorze, a w DNA czesanka ma najprawdziwszą owcę, prosto z Islandii...
Czesankę oczywiście nabyłam, potem długo leżała, potem zaczęłam prząść, a szło mi bardzo, wolno... Zaczęłam prząść pod metraż okołoskarpetkowy, z myślą o tym wzorze, jako kolor kontrastowy, miał wystąpić brązowy BFL, który w dużej ilości pozostał mi po nelumbo.... Niestety po pierwszym motku okazało się, że owszem włóczki metrażowo przystają ale, w charakterach są totalnie różne (BFL był znacznie bardziej puchaty), mieszać tej pięknej kości słoniowej, z jakąś typowo skarpetkową włóczką, trochę się bałam...., tak więc sweter prządki powstał z fabrycznych włóczek (pokażę kiedyś obiecuję), a ja niespiesznie przędłam sobie pieścowe motki, ostatni powstał w tegorocznym Tour de fleece....
Wszystkie motki to włóczka 3ply navajo, w każdym ponad 400m włóczki, różnie ponad, ale nie są to jakieś wielkie różnice...
No ale, żeby na jednej włóczce nie skończyć, to teraz będzie czekoladka... a w tej roli mój ukochany szetland....
Motek również powstał w niedawno zakończonym tourze, to również włóczka przędziona na sposób łańcuszkowy, mierzy 350m w 100g... Na razie jedynak, ale będzie miał braci, najwięcej czarnych, ale i szary i jeszcze białasek się znajdzie...
No i jeszcze rzutem na taśmę upchnę skarpetki... zrobiłam sobie, takie gładkie, zwykłe, za to mieniące się wszystkimi kolorami tęczy...
Włóczka to zitron trekking xxl- gdy ją ujrzałam, nie mogłam nie kupić (kolory prawdziwsze na "płaskim" zdjęciu).
I to już chyba tyle, więcej do tego posta nie upchnę...
Kiedy Karina wspomniała o czesance lisa polarnego, od razu wiedziałam, że muszę jej spróbować, nawet jeśli tylko piesiec jest w nazwie i kolorze, a w DNA czesanka ma najprawdziwszą owcę, prosto z Islandii...
Czesankę oczywiście nabyłam, potem długo leżała, potem zaczęłam prząść, a szło mi bardzo, wolno... Zaczęłam prząść pod metraż okołoskarpetkowy, z myślą o tym wzorze, jako kolor kontrastowy, miał wystąpić brązowy BFL, który w dużej ilości pozostał mi po nelumbo.... Niestety po pierwszym motku okazało się, że owszem włóczki metrażowo przystają ale, w charakterach są totalnie różne (BFL był znacznie bardziej puchaty), mieszać tej pięknej kości słoniowej, z jakąś typowo skarpetkową włóczką, trochę się bałam...., tak więc sweter prządki powstał z fabrycznych włóczek (pokażę kiedyś obiecuję), a ja niespiesznie przędłam sobie pieścowe motki, ostatni powstał w tegorocznym Tour de fleece....
No ale, żeby na jednej włóczce nie skończyć, to teraz będzie czekoladka... a w tej roli mój ukochany szetland....
Motek również powstał w niedawno zakończonym tourze, to również włóczka przędziona na sposób łańcuszkowy, mierzy 350m w 100g... Na razie jedynak, ale będzie miał braci, najwięcej czarnych, ale i szary i jeszcze białasek się znajdzie...
No i jeszcze rzutem na taśmę upchnę skarpetki... zrobiłam sobie, takie gładkie, zwykłe, za to mieniące się wszystkimi kolorami tęczy...
Włóczka to zitron trekking xxl- gdy ją ujrzałam, nie mogłam nie kupić (kolory prawdziwsze na "płaskim" zdjęciu).
I to już chyba tyle, więcej do tego posta nie upchnę...
Się nakręciłaś razem z kolarzami ;)
OdpowiedzUsuńSkarpety są bajeczne :)
Dzięki :)
UsuńByć może ilość motków mało imponująca, ale ze względu na to że cienkie włóczki, przędzie się dłużej niż grubsze, jestem z siebie zadowolona :)
Cudnie Aniu wyglądają te niteczki i bez względu co z nich powstanie będzie świetne :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle spóźniona piszę ale czytam Twoje posty zawsze - uściski ślę :))
Dziękuję, powiem że i tego wełnianego liska polubiłam bardzo, dobrze się też z niego dzierga :)
Usuńpozdrawiam